Aha, rozpoznaję siebie w tym chudzielcu na pierwszym planie, czyli jednak "każdy minus ma swój plus". Druhny sowie wyhaftujO!!! Dzięki, Wago, Dobrych Świąt!!!
A ja byłam dzisiaj w bajce. W innej bajce. I tylko cel podróży mnie ściągał na ziemię, bo tak to bym zupełnie odpłynęła. Byłam dzisiaj w Rush, to jest na północ, poza Dublinem już, nad samym morzem, wieś tańczy i śpiewa, Druhny. Po irlandzku, ma się rozumieć. Jednak Howth, chociaż na uboczu i bardzo malownicze, wciąż zaśniedziałe, to jednak jako dzielnica Dublina ma te lekkie naleciałości wielkomiejskie, mimo całego uroku. Docierając do Rush ma się wrażenie, że się właśnie przybyło na koniec świata. Jest tu bardziej dziko, no i Rush ma to, czego mi brakuje w Howth - szerokie, piaszczyste plaże dookoła, najpiękniejsze w całej okolicy. Latarni tylko nie widziałam, chociaż to niby też przystań... Cały czas jedzie się autostradą na północ, i odbija w prawo, w kierunku morza w miejscowości Lusk, dokąd zresztą dojeżdża kolej miejska (tylko 30 minut do centrum miasta!), natomiast do Rush już tylko autobus, i to rzadko. Zza brudnych szyb autobusu nie było sensu robić zdjęć, zwłaszcza, że dość szybko jechał. Zresztą nie siedziałam na górze, i dobrze, bo jak się odbija z autostrady w prawo, to słowo daję na niektórych odcinkach jak w Zakopanem lub co najmniej wesołym miasteczku, były momenty, że w dołku aż ściskało. Po drodze widoki zapierające dech w piersiach, muszą mi Druhny uwierzyć na słowo. Wsi spokojna, wsi wesoła...konie, owce...skoszone pola, urwiska, gdzieniegdzie jakieś średniowieczne zamczysko, phi, normalka, i do tego te chmury, choć dzisiaj pogoda cudna - 12 stopni i słonecznie. O tych chmurach już kiedyś pisałam...wygląda to tak, jakby chmury pospadały na ziemie i ułożyły się w góry, a nad nimi czyste niebo...coś niesamowitego...no i ten małomiasteczkowo-wiejski klimat Rush, jedna, główna ulica tętniąca życiem, wszyscy się znają, pozdrawiają...udekorowana świątecznie, na pewno pięknie wygląda po zmroku, a wystarczy tylko zrobić kilka kroków dalej, i już koniec świata, pustka, cisza, morze, dzikie plaże, żadnych oznak nadmorskiego kurortu...takie trochę zapuszczenie i zaniedbanie, które uwielbiam...błogi spokój, całkowite zespolenie z naturą, myślałam, że tam dzisiaj oszaleję...brak słów...więc chociaż te trochę zdjęć, mam nadzieję, że choć przez chwilę Druhny poczują to, co ja dzisiaj...o Alberciu, jak ja strasznie kocham takie miejsca!!! No, i niech mi ktoś teraz powie, że już nie ma dzikich plaż...Jasne, że są!!!