Witamy śliczną Majeczkę w HP! Nasza najmłodsza Druhna, co ne? Niech rośnie zdrowo, bum!
Aniu-Andoro, musi być dobrze, już się kończy ten okropny styczeń, bardzo mocno trzymam za Was kciuki!
Ściana, ufff, jesteś, już wysyłałam grupę antyterrorystyczną…
Ja też dziękuję za zdjęcia – zima, ocean, dorbaldie dno blednie.
A ja wklejam jeszcze dennego Kasprzyckiego, nieporównywalnego z panem Tomkiem. Auć! Druhny sobie skrolują, bo strasznie długie, a czytanie poezji jest absolutnie nieobowiązkowe, tak MIĘ padło na uszy i dzielę się. Szkoda, że nie macie fonii.
BARDZO WAŻNE BZDURY
Tak oddzielni jak dwie obce sobie dłonie
tak dalecy jak najdalszy w świecie wschód
tak samotnie nierozłączni, tak pozornie umiejący
czasem rzucić kilka podgrzewanych słów.
Bez gwarancji na wypłatę odszkodowań
po tej smutno śmiesznej wojnie, którą jest
nasza miłość, wciąż żyjemy, jakieś słowa bełkoczemy
by ich kitem zlepić ścian pękniętych sześć.
Pytasz, po co mamy ciągnąć sprawę dalej,
gdy nie w porę nam się zdaje nawet szept.
Między stołem a komodą, między łóżkiem a podłogą
gdzie nas nie ma, bo są bardzo ważne bzdury.
Szklankę mleka dziś rozlałem, cały problem
i na stole zostawiłem znowu kram.
Czy to warto toczyć wojnę, kiedy czasy niespokojne
gdy na czynsz i światło ledwie starcza nam?
Mleko w potop się rozlało między nami,
i stos gazet w chiński zmienił się dziś mur,
nie tak miało być, na Boga, czy pamiętasz moja droga
głupie mrzonki o pałacach pośród chmur.
Pytam - po co mamy ciągnąć sprawę dalej,
gdy nie w porę nam się zdaje nawet szept.
Między stołem, a komodą, między łóżkiem, a podłogą
gdzie nas nie ma bo są bardzo ważne bzdury.
Tak oddzielni jak dwie obce sobie dłonie,
splećmy palce swe w gordyjski węzeł dni,
żeby czas, ten kawał durnia, nigdy nie mógł ich rozsupłać
żeby nawet śmierci miecz nie przeciął ich.
Bez gwarancji na wypłatę zielonymi,
zazdrosnymi banknotami bądźmy znów,
tak bez sensu nierozłączni, tak już zawsze umiejący
pocałunkiem rano budzić się - ze snu.
JAKBYT
Wciąż się modlę o to, żeby to nie była miłość
niepotrzebna, całkiem głupia. Jak słomiany niby wdowiec
płonę krótko jasnym ogniem, nie wiem czego w ogniu szukam.
Bo tu sobie tak przychodzi byle miłość, partacz, złodziej,
nie potrafi nawet kraść. Świat wypływa gdzieś spod powiek
i przez chwilę coś wygina się za oknem, przestrzeń może.
Kaloryfer ciągle zimny, a za oknem jakiś inny jakby świat.
Nie wiem, co tu się zmieniło, może tamta jakby miłość.
Wcale nie chce mi się śmiać. Kto powstrzyma tamten deszcz,
który spadł na głowy naszym snom i zbudził je.
Kto potrafi go powstrzymać, zanim jutro przyjdzie zima,
spójrz, za oknem czarny śnieg.
Gdy na imię ma Patrycja, oczy dziwne i błyszczące jakimś
chłodem. Oczy lalki, która patrzy na mnie ciągle nie
odzywa się, nie milczy jednym słowem. Wtedy, nie wiem co mam
robić, bo się czuję jak ten złodziej, który oddech kradnie co dnia.
Bo słomiany krótki płomień trawi resztki trzeźwych myśli.
Gdzieś pod skórą coś się przyśni.
Czasem modlę się bez sensu, żeby spadło coś jak manna
ciepłą kołdrą. Księżyc wybuchł i za oknem wszystko mokre,
ja też moknę, jakby niewidzialny obłok. Jak w proroctwach
Swedenborga coś zmieniło świat w krajobraz złotobiały i
błękitny. Proszę odejdź zanim przyszłaś. Śmieszna miłość
na pół gwizdka, półpolicjant, półartystka.
Na rysunkach widzę cienie lub wspomnienie tamtych cieni,
co minęły mi już dawno. Może były jakieś inne, może tylko się
przyśniły, lecz upartą są wciąż kartką. Gdy otwieram każdą książkę,
ciągle widzę tamto imię. Może kiedyś mi to minie. Kiedy umrę albo
zginę, a to przecież nie to samo, wszyscy umrą. Gdzie dziś jestem,
kim dziś jestem, śpiewodramą?
A na imię ma Patrycja, jakby miłość bokiem wyszło szydło
prawdy. Wcale nie jest taka ładna, lecz ładniejsza jest
niż żadna przecież. Pora kończyć tę piosenkę, jeszcze tylko kilka
dźwięków. Jeszcze kilka tylko zdań. Bardzo chciałbym dzisiaj wrócić
do tych dni, gdy byłem krótszy o ten łańcuch, który zwisa z szyi w dół.
Wciąż się modlę o to, żeby to nie była miłość niepotrzebna,
całkiem głupia. Jak słomiany niby wdowiec płonę krótko
jasnym ogniem, nie wiem czego w ogniu szukam. A na imię ma Patrycja,
dziwnie weszło, dziwnie wyszło, w rymach do snu ją układam.
Kartek biel jak szelest żagle nagle milknie, już nie nagli
bym coś pisał albo zagrał...
LIST, A WŁAŚCIWIE DWA
Dziś przyszedł list, a właściwie dwa - w jednej zamknięte kopercie
myślałem już, że to jakiś żart, później zadrżały mi ręce:
"Jak czujesz się, czy ci czegoś brak i pozdrowienia serdeczne,
zmieniłam się, wszystko jest nie tak, napisz więc do mnie koniecznie...".
Kiedyś byliśmy razem lecz tego nie można odwrócić
precyzyjnie ciął lancet dwoje serc
wszystkie kłótnie plany noce nici sny
precyzyjnie ciął lancet każdą rzecz,
która miała złączyć słowa "ja" i "ty"
Niczego już nie potrzeba mi, prócz kilku twarzy znajomych.
Czasami zbyt często mi się śnisz, lecz snów nie można przegonić
skrzywieniem warg, czy zerwaniem strun, gdy ktoś przypomni melodię
upartych fraz, które drążą mózg nie pozwalając zapomnieć.
Odnajdziesz mnie na rozstajach dróg. Sprawcy podobno wracają
po śladach swych, a gdy wrócisz tu, gdzie czas w zdumieniu przystanął
to nie mów nic. Już nie ty, nie ja. Inna już rzeka tam płynie.
Przejdź obok mnie, nie patrz w moją twarz, niech się w ciemnościach rozpłynę.
Więc nawet list, a właściwie dwa, ach twe małżeńskie skrupuły,
nie zmienił nic. Zima nadal trwa z tej strony mojej półkuli.
Mam nowy dom, zbudowałem go na podwalinach z popiołu.
Palę twój list, popiół zgarniam w kąt, nim wiatr go strąci ze stołu.
A na do widzenia mam od czapy Urszulę Michalak, Druhny pamiętają?
***
…wierzę, Panie, ale zaradź memu niedowiarstwu...
Mk 9,24
wierzę Panie ale nie na tyle
żeby samotnie przejść
przez rozległą pustynię
i nie zagubić się w sobie
i w świecie
wierzę Panie ale nie na tyle
żeby w ciszy Twoich słów
zrozumieć pokorę skrzywdzonego serca
i cierpienie
które sączy się strumieniem milczenia
wierzę Panie ale nie na tyle
żeby bez bólu oddać to co kocham
URSZULA MICHALAK
Dla równowagi, rozmarzyłam się nad naszą hawirą, więc specjalnie dla Was słynne babcie, wersja HP-owska, Druhny się odnajdOM:

Bywajcie!