przez o N, 21.05.2006 20:44
dziś, tzn wczoraj szalałam z sekatorem, łopatą, grabiami, miotłą, łopatką i pikownikiem po ogródku babcinym... kopałam, grabiłam, siałam, przesadzałam, zamiatałam, przycinałam... generalnie ogrodnik ze mnie ponoć żaden... babcia się żaliła, że nie ma siły zrobić porządków w ogródku, więc wstałam i dzielnie poszłam je robić... zaczełam od wykopania dołu w tajemniczym celu i utworzenia grobli. No niestety wizje z babcią miałyśmy różne. Trochę czasu potrwało zanim zawarłyśmy rozejm. Potem zamiotłam całe podwórko z jesionowych nosków i zabrałam się za kopanie grządek. W moich najnowszych zamszowych adidaskach. Ziemia się kopała łatwo, bo wcześniej spadł deszcz, co nie służyło moim adidaskom. Już na samym początku okazało się, że kopać też nie potrafię, gdyż kopanie tejże grządki inteligentnie zaczełam od pielenia jej. Babcia zrezygnowana złapała się za łopatę, by mi udowodnić, że nie pieli się grządki przed kopaniem, tylko wszystkie chwasty chowa pod spód. No to chowałam, a babcia powtarzała "oj, nie umiesz Ty kopać, nie umiesz!", a ja Jej na to odpowiadałam "jestem dietetykiem, nie musze umiec kopać" A potem chciałam ładnie zagrabić ziemię. Niestety co przeciągnęłam grabiami po ziemii to coś wyciągnełam spod spodu. I tak wyciągałam i wyciągałam i wyciągałam.... w tym czasie jesion w wyniku ostrego wiatru zdążył na nowo zasypać podwórko noskami, więc na nowo pozamiatałam. Kiedy skończyłam przebiegłam się z sekatorkiem pomiędzy brzoskwiniami. Tuż przed 3 rundą honorową z miotłą wokół domu, posadziłam 27 sałat, co mi poszło juz całkiem sprawnie. Po sałatach postanowiłam przesadzić bratki zza paproci przed dom. Wcześniej jednak musiałam wykopać ozdobny czosnek, by zwolnić miejsce na bratki. W wyniku mej niezdarności, czosnek nie wyszedł z korzeniami tylko się urwał. Ponieważ nie było go widać, ładnie zagrabiłam grządkę i poszłam wykopac bratki. Okazało się , że wykopałam nie te co potrzeba, bo miałam wykopać z oczkiem a wykopałam bez. Więc spokonie poszłam je wsadzić z powrotem. Następnie wróciłam z właściwymi bratkami i wkopałam je ładnie. Wtedy przyszła babcia i poprosiła bym Jej dała cebule tego czosnku, bo chce ją gdzieś schować. Rozpoczęło się przekopywanie grządki w ramach poszukiwań cebuli, które już nie wiedziałam gdzie są. Znalazłam, wykopałam, wsadziłam bratki. Moje argumenty o modzie panującej na abstrakcyjne wzory w sadownictwie, nie trafiły do babci i kazała je posadzić w równych 2 rządkach, w równych odległościach od siebie. Z bólem serca zburzyłam swoje misternie skonstrułowane asymetryczne grządki i utworzyłam 2 równe. Jesion zaszumiał zachwycony. Wtedy już nie wytrzymałam, złapałam za sekator i poobcinałam mu wszystkie wystające spod ziemi korzenie. A potem to już poszło z górki, grabienie, pielenie, obcinanie zwiędłych kwiatów... chyba przeziębiłam nerki...
ps. pęłam, nie pieliłam...