przez Trzynastka Cz, 24.11.2005 15:51
Magnolia, dzieki za Jasna Gore, obudzilas mnostwo wspomnien.
Pewnie okaze sie to dla wielu zaskoczeniem, ale pod wplywem takich wspomnien mam nieodparta ochote odpowiedziec na pytanie, czy materialnosc ma dla mnie znaczenie i scisle okreslona wartosc.
Nie wiem ile lat ma Erica, zadajac sobie i nam to pytanie. Przesylam fotke, ktora dostalam w dniu swoich 40 urodzin, ta z wlosami po pas to ja. Zdjecie bylo robione na placu kolo Jasnej Gory. Mielismy po 18 lat, swiezo po maturze, tuz przed rozejsciem sie na upragnione studia w caly swiat. Szukalismy swojej drogi, jasnych odpowiedzi, jakie kolory ma zycie i ktora sciezka chcemy podazac. Juz w trakcie trasy pielgrzymkowej zgarnelam kolezanke, buntowniczke, ktorej wtedy raczej bylo niezbyt po drodze do Boga. W trakcie pielgrzymki poznalismy kleryka o tak dobrych, plonacych oczach, ze nazwalismy go Sw. Franciszek. B. Mial bardzo wazne zadanie, zdecydowac do konca trwania pielgrzymki, czy zostaje w seminarium, czy tez wybiera zycie swieckie. Zupelnie nie z powodu braku wiary byly watpliwosci, tej mu nigdy nie brakowalo, raczej z powodu wad w strukturze kosciola. Kleryk B. zorganizowal nam noca droge krzyzowa na walach. Mojej kolezance buntowniczce zabraklo chusteczek od placzu. Wszyscy bylismy niezwykle poruszeni, nikt nigdy nie potrafil tak przelozyc slow Biblii na slowa powszechnie uzywane, uczucia do przemyslenia. Wtedy nie wiedzielismy jeszcze przed jaka decyzja stoi B. Odprawial droge krzyzowa z mysla o swoich rozterkach, ale wypowiedziane slowa pasowaly absolutnie do kazdego. Byly chyba momentem przelomowym tej pielgrzymki. Poznym wieczorem nie chcialam z nikim rozmawiac, poszlam na samotny spacer i samotna, dluga modlitwe. Okazalo sie po powrocie do domu, kiedy odliczalam godziny mojego niepokoju w Czestochowie, ze w tym czasie moj tato mial nagla operacje i byly klopoty z jego wybudzeniem.
W tamtych czasach materialnosc nie miala dla mnie najmniejszego znaczenia, wydawala mi sie niestosowna wrecz i powtarzalam, ze ubodzy materialnie sa bogaci duchem oraz, ze materialnosc przeszkadza w szlachetnosci postepowania.
Ja bylam wowczas marzycielka do potegi entej. Zylam w swoim wyimaginowanym swiecie, pelnym idealow. Pisalam plomienne wypracowania o doktorze Judymie, w glowie mi bylo konczenie medycyny na misjach i tak chcialam pociagnac za soba kolezanki, ktore zamierzaly zostac pedagogami, zeby do mnie dolaczyly.
Dzis zdjecia z Jasnej Gory przywolaly wspomnienia.
Patrze inaczej na materialnosc, pewnie rowniez dlatego, ze dorastaja moje dzieci. Nie mam juz wlosow po pas, juz nie wypisuje fragmentow wierszy na kazdym napotkanym skrawku papieru, nie szukam tylu odpowiedzi na zyciowe pytania. Nie sledze kolejnych ksiazek na tematy religijnie, nie spieram sie o szczegoly. Wiem od jakiegos czasu jedno – najtrudniejsze zadanie na cale zycie, wykrzesac z siebie odrobine dobra kazdego dnia.
Z czego sie ciesze? Gdzies tam modlitwy zostaly wysluchane. Nie sprzeniewierzylam swoich idealow, pracuje rowniez dla idei, a nie tylko dla czeku. Kocham to co robie, ma to dla mnie jaglebszy sens, nie zaluje czasu ani energii by wykonac to z taka sama pasja, jakbym miala nadal 18 lat. Otrzymuje wynagrodzenie, ktore jest bardzo materialne i w wysokosci, ktora daje mi wielka swobode finansowa. W niczym to nie zmienilo mojego podejscia do zycia, czy wartosci. To nieprawda, ze to co najlepsze otrzymalam tylko od biednych. Znam ludzi bardzo bogatych, ktorzy maja wspanialy system wartosci i codziennie sie tej pokory od nich ucze. Znam biednych, ktorzy wykorzystuja kazda chwile na kasliwe narzekania, jak powodzi sie innym i na to trwonia swoj zyciowy czas.
Praca, wynagrodzenie, swobodne, normalne zycie, zadowolenie. Tylko tyle, ale mnostwo ludzi w srednim wieku nie moze powiedziec, ze to takie oczywiste.
Uczucie najwiekszej wygranej towarzyszy nam, kiedy w wieku srednim mozemy robic to, co kochamy i to cos wykreuje materialnosc, ktora dobrze wykorzystamy.
Moc nie martwic sie, czy w tym miesiacu kupie sobie ukochana plyte, wspaniala ksiazke, czy wybiore sie na wymarzony spektakl, spotkam z przyjaciolmi i wysacze butelke wina, nie myslac ani przez chwile, czy wystarczy na zaplacenie wszystkich rachunkow.
To wielka niesprawiedliwosc, ze wielu ludzi nie moze w pelni realizowac okruszkow duchowosci bo ciagle ograniczaja ich potwornie braki materialne. Bycie samemu to wiele rozwazan i zazartych dyskusji, ze materialnosc jest okropna. Bycie rodzinne to wielka frustracja, ze moje dziecko nie moze kontynuowac tego, co moze mnie sie dawno temu nie udalo, bo......napotykam na bariery nie do pokonania. Odwiedzam Polske i widze, jak to okalecza, zabiera radosc zycia, nie dlatego, ze ktos chce wiele, chce niezbednego minimum.
Magnolia, zycze Ci kroczenia swoja wymarzona sciezka, zawsze zgodna z Twoim sercem.
P.S.1 Kleryk wystapil z seminarium, ma dzis doktorat z teologii, z pasja pracuje z mlodzieza. Mala materialna pomoc z naszej strony pozwolila mu zabrac dzieci z konkursu biblijnego do Ziemi Swietej.
P.S. 2 O pielgrzymce powiedzial mi rozrabiaka z liceum, karnie przenoszony za wybryki. Dzieki tej wiadomosci ja odnalazlam odpowiedzi na wiele pytan.