nigdy nie powiedziała mi dobranoc
nie schłodziła całusem rozpalonej głowy
nie rzuciła wyzwania sąsiadkom w mej obronie
nie udała, że nie znika ze stołu gorący rogalik
Matka nigdy dotknęła dłońmi mojej twarzy,
nie nauczyła wiązać pierwszych tenisówek
nie wiązała ramionami mego ciała gdy rwało się od płaczu
nie mówiła "córcia.. masz przecież mnie.."
Nigdy jej nie było
nigdy jej nie będzie
oby w sercu
oby wszędzie
ale ona zawsze była
w moich myślach
w chwilach
gdy świat był straszny
gdy z nienawiści do NICH zaciskałam mózg jak pięść
gdy ze strachu tworzyłam własny anestetyk
gdy wyłam w nagi mur jak pies
rzuciła mnie jak puste pudełko po papierosach
umiałam wtedy tylko powiedzieć "mama"
takie moje zaklęcie
ale magii przecież nie ma
nie ma mamy
ale jest ONA
jest
była
mój cel:
spotkanie
pytanie
pustka w jej oczach
poczucie winy
choroba
miało być lżej
jest piekło
bo moja własna matka nic mnie nie obchodzi..