cz II
Ciągle guga, zaczynam podejrzewać, że to jedna z tych nowoczesnych zabawek na baterie słoneczne, ale na wszelki wypadek nie podchodzę do niego. W głowie tłucze mi się tylko jedna myśl - jak najszybciej się stąd wydostać.
Ruchu na autostradzie prawie nie było, podeszłam bliżej i przycupnęłam na trawie. Komórka, gdzie jest moja komórka, powinnam mieć ją w kieszeni szlafroka, o ile nie wypadła podczas przeczołgiwania się po chybotliwej kładce wyłożonej czarną folią. Odruchowo sięgnęłam do kieszeni szlafroka, dobrze, że zarzuciłam go na siebie ruszając na poszukiwanie dziewczynek. Mam komórkę, szlafrok a pod nim strój kąpielowy i stoję na skraju autostrady. Zaraz połączę się Dorotą, tą od francuskiego - wszystko się wyjaśni. Miałam już wybrać kontakt, ale telefon zadzwonił - Bolek - mój mąż - gdzie jesteś? No i jak mam mu wytlumaczyć gdzie jestem? Odpowiedziałam krótko - niedługo wrócę, przy łodziach będę za godzinę, zawsze idę godzinę w jedną i godzinę w druga stronę – przecież wiesz.
Teraz Dorota, jest, czekanie czy odbierze, nie - zostaw wiadomość, jakże w tej chwili brakowało mi jej słowotoku, którego czasami nie mogłam już znieść. Spróbuję później. W głowie zaświtała mi taka myśl, pójdę wzdłuż autostrady, przecież prowadzi do jakiegoś miasta, dojdę do pierwszego zjazdu i zorientuję się gdzie jestem. Ruszyłam, jestem przyzwyczajona do długich wędrówek - podtrzymywałam się na duchu. Nad morzem robiłam nawet po dziesięć kilometrów dziennie, pięć w jedną stronę i pięć z powrotem. Wlokłam się noga za nogą bez entuzjazmu, a myśli popłynęły w przeszłość, och jak lubiłam te spacery wzdłuż brzegu, spotykałam podobnych do siebie samotników z kijami, czasami pary. Jednak szczególnie zapamiętałam dwie kobiety na koniach – starszą, wyglądała na instruktorkę i nastoletnią, pewnie jej uczennicę. Nie wiem jak to było możliwe, ale gdy tylko o nich pomyślałam za plecami usłyszałam stukot kopyt, zbliżały się do mnie truchtem zaaferowane rozmową. Muszę je zatrzymać, może zabiorę się z nimi lub chociaż dowiem jak daleko jest do najbliższego miasta, wsi, jakiejkolwiek osady. Podniosłam rękę – dzień do.., nie dokończyłam, koń przeniknął przeze mnie jakby był duchem lub hologramem. Przeżyłam kolejny szok, a na dodatek zaczęło mnie boleć kolano. Trzeba pomyśleć o odpoczynku.
***
Dotarłam do jakiś rozjazdów, estakad, Bóg wie czego, zawsze czułam respekt przed takimi miejscami. Ale dobrze, przysiądę przy jednym ze słupów, wyciągnę nogi i co? Nie wiem, jestem kompletnie zagubiona i przerażona. Boje się myśleć o spotkaniu, nie-spotkaniu z kobietami na koniach. Czuję ból, więc chyba nie jestem duchem ani jakimś pieprzonym hologramem? Czy dotrę kiedyś do łodzi, przy której zwykle czekał na mnie mój mąż, zawsze wychodził pierwszy i pierwszy wracał. Nigdy nie lubił długich spacerów, a tym bardziej wzdłuż autostrady. Zasnęłam. W śnie pojawił się właśnie on - czekający przy łodzi, w czarnej kurtce, czapce i fotochromach pociemniałych od słońca. Popatrzył na mnie i powiedział z wyrzutem - jak byś nie przyszła teraz, to już nigdy bym tutaj na ciebie nie czekał... odwrócił się i powoli zaczął odchodzić. Gdy obudziłam się na dworze było już ciemno, wszystko miałam zesztywniałe, bolały mnie nogi, kark i co najgorsze byłam potwornie głodna.
Przyszedł jakiś sms - zaczynał się bardzo dziwnie - jeżeli czytasz ten sms to przeżyłaś. Pięknie, o co tu chodzi. Żyję. Idę sobie. Szukaj bezpiecznej strefy i tam pozostań. Tylko w strefach, gdzie słychać śpiew ptaków można przetrwać. Wypatruj ptaków i zbuduj szałas. Odezwiemy się. Nie jesteś sama, uważaj na hologramy, jesteśmy rozproszeni, ale kontaktujemy się przez Internet, i tutaj link http://www.ocaleni.pl No tego już dosyć, ptaki. Ptaki są, ale na osłonach dzwiękochłonnych, całe stada czarnych ptaków na przeźroczystym plastiku. Szałas i co jeszcze. Co jeszcze - cholerne ssanie w żołądku.
-