Pani Krystyno, strasznie spłakałam się czytając wczoraj Pani wspomnienie o Mamie... Moja Mama ma prawie 90 lat, jest strasznie zmęczona życiem i codziennie pyta, po co ja jeszcze żyję, już nie chcę. Jest udręczona bólem umęczonych długim życiem stawów, tym że wszyscy jej przyjaciele już odeszli, od 13 lat mieszka sama, odwiedzamy ją regularnie z bratem, codziennie rozmawiamy, ale ją, pełną energii, rozstawiającą wszystkich po kątach, uczącą jak mają żyć swoje dorosłe dzieci i wnuki, zawsze gotową na podróże i wszelkie atrakcje, od 2 lat nie sposób czymkolwiek zainteresować, rozśmieszyć, a jeśli się uda, to takie ulotne chwile, o których ona po kilkunastu minutach już nie pamięta...
Walczyłam z nią do 40. roku życia, była despotyczna, zazdrosna, trudna i toksyczna. Zaprzyjaźniłyśmy się dopiero kiedy ja dorosłam do tego żeby przestać walczyć o swoją przestrzeń, tylko spróbowałam zrozumieć dlaczego taka jest. I to bardzo dużo zmieniło w naszych relacjach, od kilkunastu lat odkrywam ją na nowo, cieszę się, że mam Mamę. Rozumiem jej zmęczenie i zniechęcenie do świata, bo samą mnie to dopada, to wszechobecne schamienie, spodlenie, brak elementarnej kultury i przyzwoitości, zero etyki, to wszystko powoduje, że sama coraz słabiej się odnajduję w obecnej rzeczywistości... Dlatego doceniam w pełni, że Ją jeszcze mam, że siadamy sobie przy stole w kuchni i gadamy. I nie wyobrażam sobie co zrobię kiedy mi tego zabraknie....
Nie potrafię pocieszyć w bólu, ale wiem co Pani czuje, bo 13 lat temu straciłam ukochanego Tatę, nagle, w wypadku, odszedł nie przygotowując nas w żaden sposób na to wydarzenie. Byłam z nim tak związana i zawdzięczałam tyle, ile Pani swojej Mamie, dlatego nie powiem nic pocieszającego, bo nie umiem, wiem że ta tęsknota nie mija z czasem. Po prostu rozumiem i sercem jestem z Panią.
Pozdrawiam serdecznie - A.