W moim kolejnym felietonie chcę zmierzyć się z pytaniem, które intryguje mnie od samego początku, kiedy uważnie zacząłem obserwować świat wokół. Ale zacznijmy od początku. Oto mamy dwóch małych chłopców, którzy urodzili się w tym samym szpitalu. Tego samego dnia, ale z różnych matek.
Jeden ma wszystko: urodę, zdrowie, kochającą rodzinę. Drugi już w momencie urodzin dostaje ‘od losu’ w prezencie śmiertelną chorobę i jest skazany ma śmierć w męczarniach. Na pytanie ‘dlaczego?’ wielkie światowe religie udzielają całkowicie sprzecznych odpowiedzi.
Ta sprawa jest podstawową dla osób, które kiedykolwiek zadały sobie pytanie: dlaczego ten świat jest tak niesprawiedliwy? Nie ma potrzeby jakoś szczególnie szukać – wystarczy się rozejrzeć wokół nas. Ostatnio podczas spotkania ktoś opowiedział dramatyczną historię chłopca, który kilka miesięcy temu umarł w warszawskim hospicjum. Dzieciak od momentu urodzin miał od razu już nawet nie pod górkę, ale wręcz dostawał cios za ciosem, każdy był prawie śmiertelny.
Najpierw rodzina – patologiczna, nikt go nie chciał. Trafił do rodziny zastępczej, ale tam kolejne lata życia tego dziecka były związane z niewyobrażalnym cierpieniem spowodowanym przez potworną chorobę. Płakał ten chłopiec, płakali wszyscy wokół widząc to, jak cierpi. Był moment, kiedy zbliżała się śmierć, a rodzina nie była w stanie zapewnić mu opieki, a raczej inaczej – nie była w stanie hamować strasznego bólu, który ten dzieciak nie był w stanie znosić. Trafił do hospicjum, gdzie dwa tygodnie później umarł. Jego życie trwało zaledwie 5 lat i było golgotą, niczym niezasłużoną torturą, której wymiar cierpienia poruszył wszystkie osoby, które choć raz widziały, jak ten dzieciak cierpi…
Najpierw nieśmiało, trochę cichutko, ale potem coraz głośniej ludzie, którzy byli świadkami tego cierpienia zadawali pytanie: dlaczego ten dzieciak jest tak doświadczony przez los? Co komu zrobił ten mały dzieciak? Jakie grzechy popełnił, żeby przeżywać ‘ból raka kości’?! Gdzie jest ten ‘sprawiedliwy i miłosierny Bóg’? Kiedy ten mały, biedny chłopczyk miał szanse zrobić ‘dobre lub złe uczynki’, które dadzą mu albo ‘nagrodę w niebie’, albo karę (piekło) lub szansę z poczekalnią (czyściec)?
To proste pytanie zadane na przykład teologom kościelnym powoduje ich irytację, a odpowiedzi które uzyskujemy są naprawdę zadziwiające. Generalnie idą w dwóch kierunkach:
A. Jest to wielka „Tajemnica” i nie należy w ogóle o to pytać. Tak jest i już – w niebie poznamy „odpowiedzi”.
B. Ową „śmiertelna, powodująca niewyobrażalne cierpienia choroba” jest wielkim darem. Rodzajem specjalnej „premii od Boga”, który obdarza małe dzieci cierpieniem i życiem w bólu i łzach, bo „bardziej kocha”. Dzięki temu ten dzieciak, który przeszedł „golgotę raka kości”, odchodził z bólu od zmysłów, wył i błagał o litość i pomoc lekarzy trafi do nieba z… trochę większą ilością punktów na koncie niż inni. Może być na przykład „bliżej Boga” niż inni, co oznacza, że tak naprawdę każdy powinien prosić o „śmiertelną, wyjątkowo pełną cierpienia chorobę”. Dlaczego? Lepiej bowiem „być wyróżnionym” niż nie być – to oczywiste.
No tak, jest fajnie, ale pojawia się co najmniej kilka małych problemów. Śmierć małego chłopczyka, powinna być jednak rozpatrywana szerzej, w kontekście innych „dzieci”. Widać bowiem wyraźnie, że są także dzieci „mega szczęśliwe”, które mimo bardzo często posiadania haniebnych cech (złośliwość, próżność, brak szacunku dla innych) mają życie wręcz usłane różami.
Nie tylko są piękne i zdrowe, ale otoczone kochającymi rodzicami wręcz mają bajeczny start w dorosłość. Cierpienie? Poza jakimiś drobnymi oparzeniami nie znają tego słowa. Pieniądze? Bogaty tatuś i bogata mamusia dają „udziały w firmie” i w wieku 20 lat nasz „piękny dwudziestoletni” ma już i własne mieszkanie, i znakomity sportowy samochód.
Kolejne etapy życia idą równie bezboleśnie. Pięknie i zdrowo chowają się im dzieci, taki człowiek dożywa starości i mimo czasami podłego charakteru jakoś dziwnie omijają go „życiowe ciosy”. Znacie takie przykłady? Ja także znam.
Pojawia się pytanie: czy taki obdarzony „pieniędzmi, urodą, zdrowiem i szczęściem” człowiek trafi do tego samego nieba, co ów chłopczyk umierający w męczarniach w wieku lat 5? Odpowiedź jest oczywista: jak najbardziej tak. Czy taki „bogaty, piękny i szczęśliwy cwaniak” zgrzeszył tak bardzo, że nie trafi do nieba? Oczywiście, że nie. Ani nie zabił, ani nie kradł. Ot, po prostu – żył i tyle. Akurat miał „farcinę” i dobry Bóg sprezentował mu tatusia z wielomilionową fortuną, a przy okazji obdarzył „zdrowiem i urodą”, które dostał niczym dodatkowe usługi „w pakiecie”.
Nawet nie ma sensu pisać o zwolennikach „WIELKIEGO ŻYCIOWEGO KASYNA – LAS VEGAS DO KWADRATU!”, gdzie zamiast „Boga, duchowości, duszy i sensu” jest jedynie farcidło, które jednemu „tatuś i mamusia serwują dobry garnitur genów”, a drugiemu – pech to pech, nie jęczeć! – dają w prezencie raka kości… Jeden wygrywa, drugi przegrywa – ruletka się kręci.
Moim zdaniem jest tylko jedno wyjaśnienie owej wielkiej tajemnicy cierpienia - uznanie istnienia reinkarnacji, czyli wędrówki dusz. Co więcej – ta odpowiedź narzuca ludzkiej istocie bardzo jasne reguły, bardzo duże wymagania, bo kiedyś „pierwsi będą ostatnimi”. To zdanie jest mądrzejsze niż ktokolwiek mógłby przypuszczać…