Pani Krystyno,
Opowiem Pani sytuację z wczoraj, która skojarzyła mi się z Pani wpisem sprzed ponad roku dot. płacenia rachunków i generalnie "papierkowej roboty". Mam nadzieję, że rozbawię Panią tą historią, bo połowa moich znajomych płakała ze śmiechu!
Miałam do podpisania ponad 30 dokumentów. Wieczorem dzwoni telefon. Ktoś rozwścieczony krzyczy mi do ucha:
- Pani sobie z nas żartuje?! To jest poniżej poziomu krytyki!
- Nie rozumiem? - pytam nieśmiało.
- Nie rozumie pani? A jak się pani podpisała na dokumencie?!
Jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy jest banalna: "Jako ja".
- No to ja nie mam pytań, jeśli się pani nazywa MARYLA RODOWICZ! - wrzeszczy mi do ucha.
Nie mam pojęcia jak to się stało, że podpisałam się jako Maryla Rodowicz - szłam co prawda potem po Jej płytę i miałam gdzieś w głowie zakodowane jej nazwisko, ale... No jednak nie zdarza to się chyba rozsądnym ludziom! Na szczęście podpis ten znalazł się na dokumentach z przychodni ortopedycznej, nie na żadnych ważniejszych papierach, uf!
Ale tak nawiasem - przecież mogłabym się nazywać Maryla Rodowicz, nie rozumiem tego zbulwersowanego tonu!
Chciałam jeszcze przy okazji zapytać - czy Pani wie jak strasznie się do Pani tęskni?! Mija niecały tydzień od 32 omdleń, a ja już marzę o teatralnej scenie z Panią na niej. A tu trzeba czekać do drugiej połowy lipca... Na szczęście w poniedziałek koncert pani Magdy Umer! Ostatnio słuchałam Jej na żywo jesienią, z deszczem za oknem. W powietrzu pachniało ciastem marchewkowym. Nie mogę się doczekać wersji letniej i mam tylko nadzieję, że nie będzie pachniało truskawkami, których nie cierpię.
Dla mnie każde wydarzenie, każde miejsce, każdy człowiek ma swój zapach. Czasem wystarczy, że poczuję w powietrzu jakiś zapach i momentalnie przenoszę się w czasie. Wie Pani, że potrafię iść za człowiekiem kilkanaście minut, tylko dlatego, że zapach jego perfum coś mi przypomina?!
A Pani teatry pachną mi kawą i pieczonymi jabłkami. Kocham kawę i pieczone jabłka nad życie
Pozdrawiam bardzo, bardzo, bardzo,
Iga