Droga Pani Krystyno!
Matki i synowie to spektakl ważny i potrzebny. Bardzo emocjonalny. Świetne role WSZYSTKIE- Pani jako Katharine to, że tak się wyrażę wiadomo klasa! Ale przyznam, że zaskoczył mnie Paweł Ciołkosz. Wiem, że początkowo rolę Michaela miał grać Grzegorz Małecki i trochę było mi żal tej zmiany, ale po obejrzeniu spektaklu aż mi głupio, że tak się troszkę uprzedziłam. Paweł Ciołkosz był po prostu rewelacyjny. To rola jak dla niego napisana i nie wyobrażam sobie nikogo innego. Pokazuje, że mężczyzna też może być wrażliwy i niekiedy trudno jest ukryć emocje i nie trzeba a nawet nie wolno się tego wstydzić. Historia miłości Michaela i Andre przedstawiona jego oczami wielokrotnie powodowała u mnie takie stop klatki i niedowierzanie- że można to tak pięknie pokazać. Nadzwyczajne- wie że Katherine go do końca nie zrozumie, ale jednocześnie chce bardzo tej akceptacji w imieniu jej zmarłego syna także. Broni swojego prawa do miłości- w przeszłości i w obecnym związku. Trudne to rozmowy, ale podejrzewam, że tak to właśnie jest, a on mimo to cały czas pozostaje otwarty na Katherine.
Spektakl ukazuje nam też inną niełatwą relację pomiędzy matką a synem. Synem gejem- to w tym przypadku znaczące. Pani bohaterka z początku chłodna, potem otwiera się i mówi oswoich emocjach, o tym jak trudno jej było okazywać tę miłość do niego, którą czuła i czuje nadal- to pewne. Jak on już jako dziecko
jej się "wymykał", był inny, a potem zaczął swoje własne życie, takie, którego ona nie była w stanie zrozumieć. W pewnym momencie Kathrine mówi o tym wprost, że się stara, ale nie jest w stanie przejść pewnej granicy, mówi wielokrotnie o małym Nicku ( poruszający Adaś Tomaszewski) " Co Wy powiecie temu dziecku?". Oczywiście i dla mnie tutaj najważniejsza jest miłość- także ta rodzicielska względem Nicka. Jest taki kontrast szczęśliwe dziecko Nick i nieszczęśliwy mały Andre. Ten pierwszy kocha bezwarunkowo i jest kochany, a drugi choć wychowany w tradycyjnej "po bożemu" rodzinie tej miłości i akceptacji nie zaznał. Jednak na obronę Pani bohatrerki powiem tak, ona próbuje i to też jest ważne. Nie jest to łatwe i nie wiemy
jak ta próba się kończy, ale jest ewidentnie osobą również potrzebującą miłości, uczucia, spotkania z drugim człowiekiem i ona tego też nie dostała w życiu. Wzruszające są jej rozmowy z Nickiem- Adasiu brawo za naturalność, a ostatnia scena jest tak niezwykła, że trudno mi pisać o niej bez rozczulenia...
Tak jak napisałam spektakl jest bardzo potrzebny i ważny. I tak jak pisała o nim Pani Magda Umer- powinny go zobaczyć też matki, których synowie i córki żyją nieco inaczej, niż może one by tego chciały, ale to nie obiera im prawa do szczęścia, miłości. Ale i być może taki syn czy córka patrząc na Pani bohaterkę spróbuje zrozumieć swoją matkę, dla której ta droga do akceptacji, pełnej akceptacji jest naprawdę trudna. I to też trzeba, w jakiś sposób, przyjąć. Być może to wymaga czasu, ale myślę sobie że najważniejsze jest żeby była ku temu przestrzeń i szczerość, prawdziwość uczuć. I żeby obie strony o tym wiedziały, że jest, bo czasem może być już za późno... Kiedy już nie ma tego, który powinien o tym wiedzieć.
Piękny, poruszający i ważny spektakl.Niezwykły wieczór.
Czasem, gdy jest tak, że nawet wiosna nie pomaga, ratuję się sztuką, ale tylko ta prawdziwą, która coś ze sobą niesie, coś dla mnie- widza zostaje. Coraz trudniej taką znaleźć. Ale na szczęście Pani (jak zawsze, lub prawie zawsze) się to udaje.
Pozdrawiam bardzo serdecznie. Cieszę się, że mogłam znów zobaczyć Panią na scenie. To dla mnie niezwykle ważne za każdym razem i wciąż...
Uśmiech posyłam i dziękuję
Ewa Sobkowicz
PS. Strasznie żal plenerowych spektakli . Trudno mi będzie wyobrazić sobie lato bez nich. Odkąd pamiętam zawsze były- czekało się na nie cały rok, bo to było nadzwyczajne i jeszcze innne oblicze teatru. I Wasza, Pani autorska, że tak się wyrażę, inicjatywa. Smutno.