pracowałam, starałam się , działałam, byłam uczciwa, wierna swoim ideałom, skuteczna, odpowiedzialna, ambitna, chciałam jak najlepiej, szanowałam ludzi i siebie. Dlaczego tak mi nieswojo?
Zdziwi się Pani bardzo kiedy napiszę, że mam tak samo? Z tą różnicą, że w Święta się nie smuciłam, bo pomogła mi alienacja od reszty świata, ostatnio jedyne lekarstwo na to wszechobecne "spsienie", które mnie bombarduje zewsząd. Tak mi jakoś ostatnio Jacek Kuroń po głowie chodzi i inni, którym tak bezgranicznie wtedy ufałam, będąc wtedy u progu dorosłego życia... Takie mi się wydaje odległe i nierealne to, że mogłam tak ufać kompletnie obcym mi ludziom. Może świat był wtedy bardziej czarno-biały? A teraz nikomu nie ufam. Godzę się, że będzie coraz smutniej, coraz brudniej, bo już każdy ideał sięgnął bruku. Zawsze jeszcze zostaną mi góry, spacery po lesie i "rozmowy" z psem, który na szczęście nie jest na bieżąco, więc nie podnosi głosu i nie wykazuje agresji i politowania. Przyroda na szczęście ma w nosie i robi swoje, wbrew wszystkiemu, więc może my też po prostu róbmy swoje, najwyżej przyjdzie walec i wyrówna...
Pozdrawiam Panią najserdeczniej i na pocieszkę wrócę do niegdysiejszego Pani wpisu, jak to wszyscy dają z siebie wszystko dla idei tylko, miał on mi być wit. C na to duchowe przeziębienie i będzie, przynajmniej tyle mogę dla siebie zrobić.
A.