Dobry wieczór Pani Krystyno!
Od bardzo dawna zbieram się na to aby napisać do Pani, zastanawiając się czy potrzebnie zajmę Pani czas. Jest Pani kobietą, którą podziwiam, jest Pani moim wzorem i autorytetem. Uwielbiam Panią.
Pierwsze spotkanie z Panią miałam jako mała dziewczynka, nie pamiętam ile miałam lat. Byłam zachwycona Panią a nie postacią w którą się Pani wcieliła. Zapamiętałam z tego filmu głównie Pani oczy, jest w nich coś niebywałego. Zaczarowały mnie. I tak rozpoczęła się moja przygoda z Pani twórczością. Oglądałam wszystkie produkcje z Pani udziałem. Czytałam i słuchałam wywiadów. Czytałam felietony, dziennik słuchałam piosenek.
1 lutego 2013r. urodziła się moja siostra Asia. Lekarze spartaczyli cesarkę, komplikacje i wiadomość...jest chora. Ale jak to? Przecież zanim przyszła na świat wszystko było dobrze... Została transportowana do innego szpitala. Mała istotka z wada serca nie kompletną przegrodą serca, zespołem Edwardsa a co za nim idzie wieloma wadami. Na początku o niczym nie wiedziałam, nie chcieli mnie denerwować. Ale zadawałam sobie pytanie: czemu do innego szpitala? Po paru dniach tato mi powiedział. Nie wiedziałam co robić. Usiadłam założyłam słuchawki...piosenki i Pani głos, który mnie uspokajał. Z Asią było coraz gorzej, zabrali ją do kliniki. Do Lublina. Zobaczyłam ją dopiero gdy miała 3 tygodnie. Żabi (tak mówiły na nią pielęgniarki) w respiratorze, z masą jakichś kabli. Słychać było syczenie tlenu i to pikanie - sygnał, że żyje. Pozwolono mi ją dotknąć...po chwili przestało pikać...pielęgniarka krzyczała: lekarza! Asia schodziła... tak działo się kilkukrotnie. Najwięcej czasu w szpitalu spędziłam z nią gdy sama byłam w nim jako pacjent. To straszny widok...tyle kabli przy jednym dziecku i słowa ordynatorki: "po co ratujecie to dziecko? Jesteście egoistami! Ono mi tylko statystyki zaniża!"... Jedna pani doktor bardzo nam pomagała. Zapytałam ja: co mam robić? Odpowiedziała, ze mam próbować żyć normalnie.... jak żyć normalnie???!!
Za pomocą tej lekarki Asią zajęło się lubelskie hospicjum dla dzieci im. Małego Księcia. Ich główny cel to to aby bliscy byli przy dzieciach w ostatnich chwilach. Mała była jeszcze w kilku szpitalach. Do domu trafiła pod koniec kwietnia. Hospicjum pozwoliło nam zabrać Asię do domu. Pokój małej był cały w tym szpitalnym sprzęcie. Było ciężko...siadałam słuchałam Pani piosenek aby gdzieś odlecieć. Zaczęło być coraz gorzej...rodzina się modliła, zamawiali msze, sama latałam do kościoła prosiłam Boga....Co 2 dni przyjeżdżali lekarze z hospicjum, starali się pomóc. Przyjechał też o.Filip, założyciel hospicjum i powiedział nam: "złapcie ją za rączkę i powiedzcie, że pozwalacie jej odejść"... 13 maja było już bardzo źle. Tato był z małą długo sam, rozmawiał. Podeszłam do niej, złapała mnie mocno za palec, powiedziałam, że nie chcę aby cierpiała, ze pozwalam jej odejść ale niech zawsze będzie przy mnie... Wieczorem było strasznie. Asia powoli umierała. Wezwaliśmy pogotowie. Nie chcieli przyjechać mówili, ze już nie warto. Przyjechali. W tym pośpiechu powiedziałam mamie aby też jej pozwoliła odejść.
14 maja wstałam rano, szykowałam się na próbne testy gimnazjalne. Jak codziennie poszłam do pokoju małej, miałam nadzieję, ze tam będzie. Nie było jej. Zapytałam: gdzie Asia? Mama powiedziała, ze Asia odeszła. Odeszła w urodziny mamy.
Podobno takie małe dzieci nie umierają tylko rodzą się dla nieba. Dla mnie Asia jest stróżem...ale kiedy potrzebowałam Boga, zostawił mnie. A więc i ja Go zostawiłam.
Było i jest mi bardzo ciężko...tak samo wtedy jak i teraz pomaga mi Pani głos. Pamiętam, ze kiedyś zaniosłam małą do siebie , słychać było "na zakręcie" więc i Asia Pani słuchała. Mama nawet czasem mówiła: "Włącz muzykę. Głos Krysi uspokaja Asię".
Znów jest ciężko. Mama ma poważne problemy ze zdrowiem. Po 12 latach budowania firmy chcą ją zwolnić tłumacząc to tym, ze śmierć Asi ją zmieniła. To idiotyzm...
To wydarzenie bardzo mnie zmieniło...odeszłam od kościoła. Nigdy się nie pogodziłam z tym co się stało.
Teraz chcę udać się na Pani spektakl w sierpniu. Zobaczyć ten głos, który tak bardzo mi wtedy pomagał. Pomaga i dziś. Wspaniale byłoby też spojrzeć w te czarujące oczy one są zwierciadłem duszy ale...nie będę Pani zawracać głowy. Ma Pani wiele pracy.
Serdecznie pozdrawiam.