Może i na co dzień Shakespeare'a nie czytam, ale za to wiem (bez podpowiedzi internetu ! ) jak napisać to nazwisko i jak odmienić je w języku polskim. Bardzo blisko ulicy Kamiennej na co dzień mieszkam, aczkolwiek nikt tam dzisiaj już w deszczu nie moknie. No i kochanków coś stamtąd przegoniło. Może fakt zmiany nazwy ulicy na Włókienniczą? Swoją drogą, to dziwię się kto i po co zmienił tę nazwę i przy okazji zabrał jej cały, nie najlepszą sławą owiany, ale jednak, romantyzm - pewnie ten ktoś też nie czytał Shakespeare'a, nie mówiąc już o Osieckiej.
A Osieckiej nie da się nie znać będąc Polakiem. Różnie można o niej mówić i myśleć (jak to my, Polacy, mamy w zwyczaju), czasem nawet w ogóle można nie myśleć , ale nie da się uniknąć, mniej lub bardziej świadomie, zetknięcia z jej twórczością. (Chociaż słowo "twórczość" w tym przypadku brzmi dla mnie zbyt patetycznie i sucho.) Tak uważam, choć mam dopiero (?!) trzydzieścikilka lat, a kilkanaście lat miałem, kiedy w Opolu odbył się spektakl Zielono Mi. Zakochałem się w każdej piosence, każdym geście i kocham się do dzisiaj, a dopiero z upływem czasu odczytuję coraz to nowe "głębie głębinowe" tych tekstów i rozumiem je inaczej...albo zaczynam tak naprawdę rozumieć, bo wracam do tego spektaklu, "jak mnie najdzie".
Tak, młodsze pokolenie zna Osiecką. Czy miała Pani okazję przyjrzeć się publiczności Teatru Muzycznego w Łodzi, w którym kilka lat temu przedstawiała Pani "Białą Bluzkę" ? Dostrzegła Pani ile tam było ludzi, którzy nie mogli przecież żyć świadomie i pamiętać tamtych czasów? Owszem, "tamte czasy" to tylko "tło historyczne" spektaklu, a spektakl troszkę uwspółcześniony, ale to jednak Osiecka.
Piszę te słowa, bo chciałem się troszkę usprawiedliwić, że mam w ogóle czelność wchodzić w ten świat. Z zazdrością oglądam Zielono Mi i widzę ile tam na scenie dzieje się jeszcze pomiędzy Państwem wykonującymi te piosenki, na poziomie, nazwijmy go ładnie: interpersonalnym. To Osiecka tak łączyła ludzi? Dotarłem wczoraj do Pani wypowiedzi sprzed lat, w których wspominała Pani jak to Osiecka zawsze podkreślała, że dla niej ważniejszy od mądrej książki był kontakt z człowiekiem. Choćby dwa zdania zamienione, które podejrzewam, że przeradzały się w całą rozmowę lub potok wylewanych emocji, pragnień, wątpień.... I zacząłem się zastanawiać, o czym Osiecka pisałaby dzisiaj?
Zapadał zmrok, przestrzeń much zajęły trzmiele, a słowiki i sikorki ustąpiły miejsca nietoperzom. Zieleń wiejskiego ogrodu powoli zaczęła przywdziewać ciemną szatę tajemnicy, otwierając w duszach pokój rozmów "o życiu i śmierci". Pola w oddali całe już płonęły we mgle, a świerszcz gdzieś na jesionie czy innej brzozie zaczął stroić skrzypce, dając sygnał, że nieubłaganie będzie się zbliżała jesień. Już bardziej kiczowato chyba nie mogłem tego nastroju opisać. . Choć nie - dodam, że wszystko to zatopiło się w momentami obłędnym zapachu lilii i lawendy. Obok mnie siedział mój partner, kończyliśmy festiwal nalewek własnej produkcji, przeplatany karkówką z grilla (na marginesie dodam, że przygotowaną wg Pani sugestii z Przeglądu i nie ukrywam, że największy ubaw mieliśmy czytając sam przepis - cudowny!). I chociaż on, wspomniany mój partner, jako architekt zapewne, ma wrażliwość konstrukcji żelbetonowej (albo przynajmniej sprawia takie wrażenie), to jednak czasem udaje mi się go namówić na rozmowę o Osieckiej. Tym bardziej, że zna lepiej niż ja aspekty historyczne, polityczne i społeczno-nastrojowe, przez co jest mi w stanie pewne zjawiska tego świata wytłumaczyć, nie wyłączając obszaru sztuki. Trwaliśmy tak we dwóch i zastanawialiśmy się, jak by to było siedzieć tu teraz i rozmawiać z Osiecką? Jaka rozmowa popłynęłaby w noc i co z tej rozmowy znalazłoby może później odzwierciedlenie w jakimś wierszu? Mój Boże, a gdyby jeszcze ten wieczór w naszym ogrodzie spędzić z konstelacją: Osiecka, Janda, Umer.....ech, być może nie poszlibyśmy spać nim robotnicy wstaną.
Nie jestem obecnie na zakręcie, chociaż w kilku ważnych życiowo aspektach moje prawo to z pewnością czyjeś lewo. Miałem kiedyś takie marzenie, żeby powstał monodram z gejem w temacie i roli głównej, przeplatany, a raczej na kanwie piosenek Osieckiej...(no może okraszony jeszcze kilkoma tekstami Młynarskiego). Czy zastanawiała się Pani kiedyś, w jak wielu aspektach twórczość Osieckiej wpisałaby się w ten temat i jak wiele wierszy pięknie opowiedziałoby niejedną "gejowską" historię? Ująłem to słowo w cudzysłów celowo. Chociażby właśnie "Na zakręcie" - gdyby zmienić trzy słowa tego utworu, tak, żeby podmiotem lirycznym był mężczyzna, mielibyśmy piękną ilustrację do momentu kryzysowego w spektaklu....albo gdyby właśnie nie zmienić - to dopiero by było! Jakiż potencjał przekazu i interpretacji kryje się w teatrze.... Albo piosenka "Kiedy mnie już nie będzie" - tu akurat nie trzeba zmieniać niczego. Piękny uniwersalizm tekstu (żadnej końcówki rodzajowej), w zależności od tego kto i w jakim kontekście go odczytuje/wykonuje. Czy Osiecka mogła sobie zdawać z tego sprawę pisząc te wszystkie teksty?
Pani Krystyno, jak Pani myśli - czy Osiecka pisałaby dzisiaj o gejach? Czy miałaby/chciałaby mieć takich znajomych, przyjaciół.....?