Poezja, "Truciciel" i inne...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

Poezja, "Truciciel" i inne...

Postprzez kundzia85 Cz, 04.06.2015 15:49

Droga Pani Krystyno!

Trochę tu nie zaglądałam, ale cały czas jestem obecna, w miarę możliwości, w moich ulubionych teatrach, by
z nową energią powrócić do, niewątpliwie bardziej szarej, rzeczywistości. Aczkolwiek teraz natura nas rozpieszcza, wokół jest naprawdę pięknie, jednak ja nie mogę mieć zbyt długiej przerwy od kultury, że tak to ujmę, bo w przeciwnym wypadku doskwiera mi uczucie braku czegoś czego nie da się określić słowami. Jednak w ostatnią niedzielę ( 31.05.) nadarzyła się niezwykła okazja by połączyć jedno i drugie, piękno natury współgrało nadzwyczajnie z pięknem poezji. Tuż przed setną rocznicą urodzin ks. Jana Twardowskiego, w przepięknych okolicznościach przyrody, w Pałacu Starym, czy raczej na jego tarasie, w samym środku absolutnie cudownego parku w Ostromecku odbyło się popołudniowe spotkanie z poezją Jana Twardowskiego właśnie. Jego wiersze czytali Pani Marysia czyli Pani osobista córka :) oraz Pan Andrzej Pieczyński. Jako że mam w domu kilka audiobooków czytanych przez Panią Marię spodziewałam się, że poezję będzie czytać równie pięknie. Jednak muszę przyznać, że to co widziałam i czego słuchałam przerosło moje wszelkie wyobrażenia.
Z poezją Jana Twardowskiego pierwszy raz zetknęłam się w ostatnich latach szkoły podstawowej, uwielbieniem dla tejże "zaraziła" mnie moja polonistka, gdy miałam jakieś 14-15 lat i tak już zostało. Ja natomiast " zaraziłam" nią moją mamę, która z wielką ochotą podjęła wyzywanie, nie tak dalekiej, podróży do Ostromecka.
Spotkanie z poezją było przygotowane perfekcyjnie, wszystkie wiersze stworzyły spójną całość, było to niezwykle wzruszające, tak absolutnie "zatopiłam" się w świecie cudownego słowa, tak pięknie przekazanego. I pomyślałam sobie, tak po prostu, że czasami właśnie wcale nie potrzeba jakichś specjalnych
aranżacji czy ozdobników, aby móc przeżyć absolutny zachwyt. Dwa cudowne głosy, gdzieniegdzie pojawiający się śpiew dwóch, nieco stremowanych licealistów, który bardzo dobrze wkomponowywał się w całość, a w tle niezwykły widok na staw, jeziorko. A przecież nie kto inny tylko ksiądz Jan Twardowski, zachwycał się pięknem przyrody ze wszystkimi, choćby najmniejszymi jej elementami,jak mrówka czy biedronka. Nie jestem osobą nadzwyczaj silnie ugruntowaną w wierze, ale niezwykle sobie cenię tę właśnie poezję, która to, mówiąc kolokwialnie "trafia do mnie", być może, między innymi, dlatego iż jest ona pozbawiona tzw. zadęcia, nadmiernego patosu. A wracając do Ostromecka, to czego tam doświadczyłam
słuchając wierszy nie zdarza mi się często...Cieszę się niezmiernie i jestem przekonana że to po części właśnie dlatego, że była tam Pani Marysia która jest niezwykle perfekcyjna w tym co robi, czy to jest nowa rola teatralna czy czytanie wierszy, zawsze to widać, że w tej danej chwili oddaje się temu bez reszty. A i Pan Andrzej Pieczyński jako ten męski głos Jej dorównywał.
Bardzo dziękuję ( Pani) Marysi za okazaną serdeczność. Ciągle mnie to zadziwia i onieśmiela nieco, ale jest mi niezwykle miło i jakoś tak cieplej :).
I tak niesiona falą pozytywnych emocji dotarłam w poniedziałek ( 1.06) do Och- teatru, by zobaczyć Truciciela. I nie zawiodłam się. Bardzo dobra sztuka, obsada znakomita. Sczególnie cieszę się i jestem pod wrażeniem Doroty Segdy w roli Celii- była po prostu fantastyczna, Również świetna Małgorzata Foremniak jako Angie oraz nadzwyczajna postać tytułowego truciciela- Vincenta, nie wyobrażam sobie w tej roli nikogo innego jak tylko Cezarego Żaka ( kostium miał również bardzo trafnie dobrany). Sam spektakl jako całość podobał mi się też dlatego, iż w formie, lżejszej nieco, ale jednak udało się zawrzeć pewne ważne prawdy dotyczące i życia i śmierci i też skomplikowanej czasem psychiki człowieka i tego czym jest czasesm samobójstwo, że nie zawsze jest ono realną chęcią odebrania sobie życia. Kryją się za tym głęboko ukryte pragnienia i lęki. I dobrze że choć temat śmierci pokazany jest w nieco inny sposób, czasem bardzo bezpośredni i bez patosu to nie jest to w żadnym razie obrazobórcze, nie została przekroczona pewna granica,a to dla mnie niezwykle ważne, być może w związku z, nie tak dawną przecież, śmiercią ojca. W pewnym momencie z ust Vincenta padają słowa ( których nie jestem niestety w stanie dokładnie zacytować) o tym że kiedyś śmierc była częścią życia, nie uciekano tak od niej jak teraz, zmarły leżał przez jakiś czas razem z rodziną wszyscy go mogli pożegnać- i dzieci i dorośli. I to niezwykle trafne spostrzeżenie autora sztuki, wpiasne gdzieś też w wymowę całego spektaklu. Bardzo oryginalne i odważne ujęcie tematu zrealizowane bardzo dobrze, perfekcyjnie w każdym calu. Bardzo gratuluję wszystkim aktorom i twórcom no i Pani, Pani Krystyno odwagi i chęci spojrzenia pod innym kątem na ten właśnie temat.

Odwagi zapewne wymagało też wystawienie sztuki Porozmawiajmy po niemiecku z bardzo dobrą Zofią Wichłacz w roli Hanki. To nazdwyczajne, że tak młoda osoba, czyli Zofia Wichłacz czuła się na scenie tak dobrze, tak swobodnie.Gratuluję. Jeśli chodzi o sam spektakl powiem tak, nie spodziewałam się, ale lubię u Pani w teatrach takie zaskoczenia, spojrzenie bez ogródek czy zbędnych upiększeń, takie bardziej prawdziwe. A zaskoczeń takich było kilka, poczynając choćby od pierwszego widzianego jeszcze w Polonii spektaklu Darkroom, Miss Hiv czy największe z nich czyli Koza albo kim jest Sylwia.
A wracając do Porozmawiajmy po niemiecku to cenne spojrzenie i absolutnie nie potępiam Hanki, tylko zastanawiam się jak inni reagują na ten spektakl, czy czasem nie towarzyszy temu, nie pojawia się tzw. "święte oburzenie" tak częste w naszym społeczeństwie. Moja towarzyszka, podcvzas tego właśnie spektaklu była chyba zbyt zdziwiona aby docenić walory i dostrzec sens tego dlaczego to właśnie postać Hanki i jej dziennik zostały przedstawione i dlaczego tak. Toczyły się potem długie dyskusje między nami i nie wiem czy do końca udało mi się ją przekonać, ale też nie zamierzałam wbrew.Ale jakie to było twórcze! I za to dziękuję Pani, Pani Krystyno, że spomiędzy (cudownych zresztą) fars "wyglądają gdzieś" też takie właśnie spektakle.
Popołudnie w Ostromecku uświadomiło mi tylko jak bardzo mi czasem potrzeba takich zwyczajnych spotkań z poezją... Scena Fioletowe Pończochy w Polonii byłaby do tego idealna, choć domyślam się, że nie zawsze byłoby łatwo zgromadzić publiczność. Przypomniał mi się też Pani cudownyDancing -połączenie poezji z muzyką i tańcem. Piękne to było. Jest co wspominać...

Kończąc już powoli mój ( zdecydowanie za długi :) ) list chciałabym życzyć powodzenia i przyjemności w pracy, na próbach Marii Callas... Próbuję jakoś się przygotować na pożegnanie z Białą bluzką choć na razie sobie tego nie wyobrażam i wiem że żaden moment nie byłby dobry... Dobrze że choć będzie Pani podróżować z tym spektaklem- jest nadzieja, że może kiedyś gdzieś...Póki co jest jeszcze 3 sierpnia przede mną a i wcześniej pewnie w wakacyjnym czasie odwiedzę moje ulubione teatralne miejsca czyli oczywiście Och i Polonię, bo od dobrej kultury nie chcę mieć zbyt długiego "urlopu". Poza tym spektakle plenerowe to już stały element moich planów "wakacyjnych".

Pozdrawiam najserdeczniej i najsłoneczniej

Ewa Sobkowicz

PS. Szczególne uściski proszę przekazać swojej wspaniałej córce :). Czy Ona wie, że jest nadzwyczajna? :)
kundzia85
 
Posty: 238
Dołączył(a): Cz, 26.11.2009 10:32

Re: Poezja, "Truciciel" i inne...

Postprzez Krystyna Janda Wt, 09.06.2015 03:47

Pani Ewo! jak miły, długi, wzruszający dla mnie list. Dziękuję. Dziękuje że jest Pani z nami od zawsze mam wrażenie. Dziękuje. Ślę pozdrowienia i zaproszenia na wszystko,nieustannie. A pożegnanie z Białą Bluzką w listopadzie. Przedtem gram jeszcze dwa, trzy razy. Ukłony.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja