Droga Pani Krystyno,
Od dawna miałem do Pani napisać, jako że nachodzą mnie nieustannie myśli o tych wielkich, których coraz mniej wśród nas... Właśnie przed godziną dowiedziałem się - dowiedzieliśmy się wszyscy, że odszedł wielki Autorytet prof. Władysław Bartoszewski... I zostaje po nim jakaś wielka pustka. Pamiętam go bardzo dobrze, książki jego autorstwa niejednokrotnie czytane, jedyne spotkanie z panem profesorem przed laty w Lublinie i zastanawiam się, kto nam zostanie z tej wielkiej klasy politycznej, będącej zarazem prawdziwym autorytetem moralnym, społecznym i w jakimś sensie duchowym?...
Obserwuję nasz polski świat kultury, polityki i aż opadam z sił czasem, jak bardzo wyrzucamy z pamięci wielkich naszych rodaków, po których odejściu niewiele zostaje w społecznej świadomości. Jak bardzo w naszym kraju nie dba się o spuściznę, o dorobek, którym tak ochoczo się zachwycaliśmy. A z drugiej strony uwielbiamy nurzać się w przeszłości, w rozdrapywaniu ran i odsądzaniu od czci i wiary wielu ludzi. Jakiś dziwny dysonans powstaje - nagonka na przeszłość i potknięcia tych, co nie bali się działać, ale zdarzyło im się potknąć, popełnić jakieś głupstwo, a z drugiej strony zapominamy o tych, którzy tworzyli nasz świat, nasz polski świat. Mam na myśli wiele postaci rzadko wspominanych w mediach, prasie, literaturze, w świecie kultury. Rozumiem, że świat idzie do przodu, ale parafrazując prof. Marię Janion - idziemy do Europy, świata, ale z naszymi zmarłymi! Natychmiast przypominam sobie Jerzego Turowicza, którego chyba tylko w Tygodniku się pamięta, ks. prof. Józefa Tischnera, Jerzego Giedroycia, Jana Nowaka Jeziorańskiego, Jana Karskiego. Myślę także o ludziach kina, teatru, literatury - Ryszardę Hanin, Jerzego Bińczyckiego, Halinę Mikołajską, Hankę Bielicką, Irenę Kwiatkowską - mógłbym wiele nazwisk wybitnych postaci wymieniać. Chodzi mi o to, że tak mało mówi się o nich, o ich dorobku, że odchodzą jakby w niepamięć, a to oni tworzyli powojenną Polskę, współczesną wolną Polskę. I to, że nie wyciągamy wniosków z ich nauki jest dla nas wielką stratą...
Proszę mi wybaczyć to narzekanie, ale od długiego już czasu uprawiam jakąś wewnętrzną emigrację i jak mogę, jak potrafię chłonę to wszystko, co w naszej kulturze bezcenne, ponadczasowe, że czasem aż dziwię się jakąś dziwną społeczną amnezją. Wielu ludzi się nie zna, nie pamięta. Uważam bowiem i tego też uczę moich uczniów, że nasz największy skarb to język i kultura, a jeśli o to nie zadbamy, nie będziemy tego poznawać, zgłębiać, to bardzo szybko zaleje nas bylejakość. Dlatego też uczę ich tesktów pana Jeremiego Przybory i Agnieszki Osieckiej. Kiedy na akademii z okazji z Dnia babci i dziadka śpiewali "Kuplety" i "Piosenka jest dobra wszystko dziadkowie byli zachwyceni. Czasem w wolnej chwili proszą, bym puścił im "Tanich drani" - bardzo lubią to śpiewać. Nie ma oczywiście w tym nic z jakiegoś bałwochwalstwa polskiego. Nie. Musimy dbać o naszą pamięć, o naszą wielokulturową tożsamość, bo to ona nas buduje i daje wskazówki na dalszą drogę...
Pozdrawiam serdecznie w ten smutny wiosenny piątkowy wieczór,
Jakub B.