Szanowna Pani Krystyno,
Przeczytałam Pani dzisiejszy wpis o potrzebie życia z kulturą i sztuką. O tym, że nie każdy tak ma. Dla mnie to oczywista oczywistość. Od dziecka zaczytywałam się w książkach, uwielbiałam przebywać w różnych światach, przeżywać różne życia. Zdobywałam doświadczenia, wyobrażałam sobie. Wyobraźnia to cudowny dar. Uruchamiałam emocje, uczucia, analizowałam, obserwowałam. Nauczyłam się patrzeć z perspektywy, z dystansu (bardzo przydatne). Nabrałam odporności, zadawałam pytania i zrozumiałam, że nie zawsze znajdę odpowiedź. Nauczyłam się rozmawiać ze sobą, z ludźmi. Ufać mimo wszystko… Te mechanizmy nadal są we mnie i uruchamiam je zależnie od sytuacji. W kulturę uciekam także w trudnych chwilach, bo to mi pomaga, pozwala odzyskać równowagę. Dobra książka, film, sztuka - rewelacja! Rewelacja, bo mogę wniknąć, zapytać, dopytać, porozmawiać, przemyśleć, pomyśleć, przeanalizować, zastanowić się, próbować zrozumieć, znaleźć rozwiązanie, zaskoczyć siebie, popaść w zadumę, skarcić siebie, wątpić z mniejszym rozczarowaniem (choć nie zawsze). To, co piszę jest w sumie takie banalne. Ale takie banały nas kształtują. Na szczęście. O ile je mamy. Dlatego, na co mi kultura? Na co mi teatr? Na życie. Na co dzień. A na weekend, co najmniej!
Dobrego czasu, Pani Krystyno.
Pozdrawiam serdecznie.
Ada Pasiniewicz