Mały człowiek z wielkim psem (4)
Ludzie witraże
JOANNA obudziła się, ale nie otworzyła oczu. W jej głowie rozkręcała się betoniarka. Dobrze ją znała... Kobieta przetoczyła się wolno na brzeg ogromnego łóżka. Próbowała sobie przypomnieć... Wczoraj cały dzień malowała. Do domu wracała w nocy, odurzona oparami i wizjami. Tempera, tsunami w mandarynkowym sadzie, wilgotny zmierzch... Jerry! Otworzyła oczy i pomacała łóżko za plecami.
- Ufff... - odetchnęła z ulgą.
Była sama. No, może niezupełnie.
- Aldona, wynocha! - zachrypiała.
Wielki biszkoptowy pies niechętnie zsunął się na podłogę. Joanna spojrzała na budzik.
- Jedenasta?!
Zerwała się z łóżka i natychmiast opadła na nie z powrotem. Kręciło jej się w głowie. Leżała chwilę, a potem wolno usiadła.
- Betoniarka... – jęknęła.
Mieszkanie Joanny było przeciwieństwem pracowni. Wszędzie walały się gazety. Na krzesłach i na klamkach wisiały ubrania, na stole stał but. Jeden. Niczyj. Pod stołem leżały wyciumkane zabawki Aldony. No i te butelki... Niebieskie, zielone, żółte, pomarańczowe... Najwięcej butelek stało na parapetach. Joanna mieszkała na ostatnim piętrze, więc słońce często w nie zaglądało. Butelki żyły w świetle okna. Nie wiadomo skąd wzięło się w niej to uwielbienie kolorowych refleksów. Dostrzegła je już w dzieciństwie i lubiła mieć blisko siebie.
- Puste witraże - zwykła mówić. - Jak ludzie...
Więc te butelki, pomijając źródło ich pochodzenia... te butelki były jak ludzie. Joanna wypijała z nich tylko wino...