Pani Krystyno,
Od tygodnia zbieram się, żeby coś do Pani napisać i jakoś ciągle nie wiedziałam, co to ma być. Dopiero ostatni, krótki wpis w Dzienniku uświadomił mi, co chciałabym powiedzieć.
Shirley Valentine w Gdańsku rewelacyjne. Owacje na stojąco były tego najlepszym dowodem. Kiedy wychodziłam z sali, usłyszałam jak młoda dziewczyna, zachwycona Pani występem, mówiła do swojej koleżanki, że jest Pani taka naturalna. Nie wiem, czy to naturalność, czy profesjonalizm, dla mnie niesamowite jest to, że to, co Pani tworzy na scenie, przemawia do wszystkich, i tych młodych i tych starszych. Poza tym jest w Pani postaciach wiele szacunku i miłości do siebie samego. To miłość niełatwa, o którą trzeba zawalczyć, ale to przecież od niej zależy wszystko. To jest temat ponad czasowy.
Przeczytałam wywiad z Panią na Interia.pl. Mądre słowa. Myślę, że taką wizję Polski ma większość z nas. Niestety w wielu dziedzinach życia, to wciąż tylko wizje i być może dlatego frekwencja na wyborach była tak niska.
Kiedy przyjechałam do Polski, dziwiłam się wielu rzeczom. W takich momentach zdziwienia często słyszałam- to normalne. Miałam ochotę wtedy wrzasnąć – ludzie, to nie jest normalne! Najgorsza jest świadomość bezradności. Wtedy po prostu robię swoje, robię to, na co mam wpływ. Dlatego Mania jest z nami. Ona jest trochę jak król Midas, tylko że on zamieniał wszystko w złoto, a ona w radość. Dała nam znacznie więcej niż my jej. To dzięki niej czuję się mniej bezradna.
Pani Krystyno, dziękuję za spotkanie. To było przeżycie, które długo zachowam w pamięci.
Bardzo serdecznie pozdrawiam, Anita Sz.