Szanowna Pani Dyrektor,
I cóż, znowu sukces. Zawsze po takim spektaklu jak ten piątkowy zazdroszczę tym, którzy jeszcze nie widzieli, że mają to dopiero przed sobą. Przedstawienie w reżyserii Pana Profesora Jerzego Stuhra jest dowodem na tezę, że klasyczny tekst i klasyczna wystawa zawsze się najlepiej bronią w dzisiejszym, tak często niepotrzebnie zmanierowanym teatrze. Pan Profesor w programie do spektaklu (podziękowania za autograf) pisze zresztą o ponadczasowości tekstu Gabrieli Zapolskiej. Reżyseruje mężczyzna, ale w tym wystawieniu kobiecego tekstu królują kobiety-Pani Sonia Bohosiewicz i Pani Izabela Kuna (podziękowania za autograf z serduszkiem) pokazują prawdziwe wyżyny aktorstwa, które jednak zaistnieć w pełni może chyba tylko w teatrze. Brawa dla młodej aktorki w roli córeczki-nie wiem, czy to wskazówki reżysera, czy instynkt tak jej podpowiedział jak grać tą smutną bardzo postać. Jeśli chodzi o Pana Tomasza Kota, to wydaje mi się, że został on ustawiony jako kopia roli Pana Profesora z telewizyjnej wersji, co budzi trochę mieszane odczucia, bo obaj, choć amanci charakterystyczni, to jednak inni. Pani Renata Dancewicz radzi sobie w swojej roli nieźle, bawi, tam gdzie powinna, ładnie też pokazuje troskę o zagubione dziecko, choć ja tą postać widzę jako trochę bardziej fertyczną. Wszystko to ogólnie prowadzi do wniosku, że nowa premiera należy do najlepszych w tym sezonie w Warszawie i będzie powtarzała frekwencyjne sukcesy choćby "32 Omdleń".
Dodatkową atrakcją dla znacznej części żeńskiej widowni był tego wieczoru Pan Grzegorz Małecki, który (chyba z wejściówką?) oglądał spektakl siedząc na szczelnie zapełnionych innymi widzami schodach.
A serdecznej i ciepłej Pani Krystynie Froelich proszę przekazać, że podziwiam ją za jej długoletnią walkę ze słabością naszej rzeczywistości.
Serdecznie pozdrawiam, niedługo biegnę na zaległe "Pocztówki z Europy"
Piotr