Witam Panią Pani Krystyno,
Tego samego dnia na swoim blogu umieściłam wpis o blogowaniu jako takim i w jakimś sensie o odpowiadaniu na listy. Że mając wiele obowiązków napisze Pani adresatowi choćby kilka słów na forum. Potem przeczytałam Pani wpis. Zgadzam się, że pisząc listy w jakiejkolwiek formie mamy wrażenie, że nie jesteśmy sami, choć osoba, która to czyta jeśli dostaje ich wiele i najczęściej z trudnymi sprawami może nie dać rady.
Dzień wcześniej czytałam wywiad z p. Jerzy Stuhrem. W miesięczniku "W Drodze" tematycznie poświęconym cudom. Akurat ten numer. "W drodze" to miesięcznik wydawany przez polskich dominikanów. Jest dostępny w "Empikach".
Jerzy Stuhr także mówił o tym, że nie wiedział co zrobić kiedy każdego dnia dostawał kilkadziesiat maili z opisem chorób i sytuacji bez wyjścia. To nie tylko obciąża psychicznie, ale adresat nie wie co i jak napisać nawet jeśli zdecydowałby choćby na jakąś część odpisać.
Jerzy Stuhr gościł w numerze w jakiejś części poświeconym cudom, bo on miał - jak opowiadał - bardzo złe rokowania w walce z rakiem krtani. Dostawał raptem cztery miesięce życia. Przechytrzył los bądź jest przykładem cudu uzdrowienia, o którym on sam mówił niechętnie i z dystansem.
Na ten temat każdy wypowiada się nieśmiało, z dystansem, z zawstydzeniem. Bo nie ma się pewności, że to cud, bo niezręcznie napisać, że się udało kiedy inni umierają. Jest osobą wierzącą, kiedyś pisał, że ma stałego spowiednika, modli się często do Jana Pawła II-go. Wygrał walkę z chorobą.
Napisał także jedną rzecz, że mimo wszystko każdy w pewnym momencie jest sam. Pewnie, że trochę inaczej tę samotność przeżywa się kiedy mamy wsparcie, a inaczej kiedy bywamy kompletnie sami. Tu zaczyna się dramat.
Nie chcę pisać jakiś rad ludziom zdesperowanym, bo radzi się zawsze łatwo, ale ZA WSZELKĄ cenę nie należy tracić wiary.
Pozdrawiam - Kasia.