Kochana Pani Krystyno!
Cudo moje!
Tak pięknie Pani napisała w dzienniku o Białej bluzce. Tak jak pięknie Pani to oddała na scenie. Dziennik przeczytalam po przyjeździe, po spektaklu, był dla mnie swoistym dopełnieniem tego wszystkiego. Co ja mogę jeszcze dodać? Może tylko to, że wczoraj spektakl okazał się mi jeszcze bardziej potrzebny niż zwykle. I jeszcze bardziej dotarł do mnie...
Przez ostatni tydzień doświadczyłam takiej stop klatki, co bywa czasami bardzo niebezpieczne i niezbyt dobre dla mnie. Myśli pogalopowały w tę mroczną stronę, moje " potwory" wyzierały się na mnie z każdego kąta a leciutka febra zamieniała się czasem w totalne odrętwienie...Spotkanie rzeczywistości z emocjami, pragnieniami bywa czasem bardzo bolesne. Wydobyłam się z tego trochę na siłę i trochę dlatego, że to właśnie ten dzień i ten spektakl. Było ogromnie przejmująco a przy omatulasz i otatulasz aż mnie ścisnęło gdzieś w środku... I tez myślałam wiele razy jak ja to rozumiem, jak to jest mi znane. Pomimo że nie żyłam w tamtych czasach, ale myślę, że to nie czasy, to emocje, ten poziom wrażliwosci, te fale które odbieram i przefiltrowuję trochę przez siebie. Jak pewnie jedna z wielu kobiet, tak jak Pani napisała.
I Pani, Pani Krystyno, to co się dzieje na scenie...A wczoraj tak bardzo było widać właśnie to wszystko i to, że Pani czerpie z tego radość, z powtórnego spotkania z tą rolą i zanurza się Pani w ten tekst i zapomina jak sama napisała. I, że tak Pani z nim dobrze. Mnie też. To jest coś więcej niż gra, niż aktorski kunszt...
Dziękuję za to to za mało. Wydobyłam się na powierzchnię jak żółw ze skorupy... I może teraz bedzie trochę łatwiej, może znajdę garść... Jestem wciąż poruszona a nawet porażona po wczorajszym wieczorze. Nie chcę dotykać zbyt wrazliwych strun... Dziękuję za to niezwykłe spotkanie. Tylko tyle mogę powiedzieć... I cieszę się, że dotarłam.
Uściski
Ewa