przez rozella Pn, 11.03.2013 10:04
Jestem przybita i bardzo mi żle. Dzisiaj rano otrzymałam esemesa od męża mojej długoletniej przyjaciółki Tereni. Umarła nad ranem w dniu dzisiejszym. W 2011 roku jakoś tak we wrześniu miała operację guza piersi. Wszystko wyglądało dobrze, nowotwór nie był specjalnie złośliwy. Dostała chemię i lampy. Niestety pod koniec 2012 wszystko zaczeło się pieprzyć. Umarła w hospicjum, gdzie pomogli Jej na tyle, że nie odczuwała potwornego bólu jaki zaczął Jej towarzyszyć na koniec.
Terenia miała 39 lat. Była dla mnie niczym siostra, której nigdy nie miałam. Sporo młodsza w wieku mojej córki, a jednak niesamowicie mądra zyciowo dziewczyna, o dobrym sercu, ciekawa i z gatunku takich, co to nie rzucają się w oczy, są ciche,pokornego serca i skromne , a kiedy ich zabraknie powstaje dziura, ba krater....
Dzieliła nas spora odległość, bo ja w Poznaniu, Ona w Lublinie. Nie mniej przyjechała do mnie kiedyś i poznałyśmy sie osobiście. Połączyła nas pasja do rękodzieła i wspólne moderowanie forum Craftladies. Od 2007 roku trwała nasza nie przerwana korespondencja. Ech .... życie