Dzień dobry,
"Danuta W.' we wtorek. To już cały tydzień, a ja mam wrażenie, że to było wczoraj. Dopiero, kiedy zajrzałam do Pani "Dziennika" i zobaczyłam ile już Pani od tamtej pory napisała i w ilu miejscach była, dotarło do mnie, ile czasu minęło.
Miejsce miałam w czwartym rzędzie, tak chciałam, jak najbliżej sceny. Czasami miałam ochotę wyciągnąć rękę i wziąć z Pani stołu jabłko, bardzo je lubię.
Tuż za moimi plecami siedział ktoś bardzo kaszlący. Były momenty, że przez ten kaszel nie słyszałam, co Pani mówi. W pewnej chwili miałam ochotę wstać i powiedzieć, że ... No właśnie, co powiedzieć? Że chorzy w domu zostają, a nie idą do teatru rozsiewać zarazki, albo jeszcze coś równie durnego?! Przecież też bym przyszła, pewnie nawet z gorączką, tyle czekałam! A zaraz potem, ktoś przestał kaszleć ...
Myślę, że wybrała Pani z książki to, co najważniejsze. I opowiedziała Pani piękną historię pewnej miłości. Bo i książka i spektakl, to jedno wielkie wyznanie miłości. Pani Danuta przez całe swoje życie czekała na męża. Czekała aż wróci z pracy, ze strajku, z więzienia, internowania, "prezydentowania"... Wciąż na niego czeka. Życzę jej z całego serca, żeby się doczekała.
Słuchając Pani opowieści, zrozumiałam, że z tych dla mnie trudnych lat osiemdziesiątych, najbardziej utkwił mi w pamięci przyjazd naszego Papieża Jana Pawła II do Gdańska w 1987 roku. Byłam wtedy w ciąży. Stałam na balkonie swojego mieszkania i uczestniczyłam w całym wydarzeniu, patrząc na nie przez lornetkę. Była piękna pogoda, a w nas radość i nadzieja... Miesiąc później przyszło na świat nasze pierwsze, długo oczekiwane dziecko. Nasz syn Jakub.
I jeszcze jedno. Kiedy przeczytałam dzisiejszy Pani wpis do "Dziennika", taką lekką i radosną odę do zawodu aktora, roześmiałam się serdecznie. Bo chciałam jeszcze napisać, że kiedy patrzyłam na Panią z tego mojego czwartego rzędu, pierwsze co przyszło mi do głowy na temat zawodu "aktor" było: Boże, ale to jest harówa! Naprawdę nie wiem, dlaczego tak pomyślałam. A może coś w tym jest ...
Dziękuję za wspaniałe przeżycia i przesyłam pozdrowienia z zaśnieżonego Gdańska. Miło było Panią tu zobaczyć.
Anita Szymichowska