Dzień dobry Pani Krystyno!
Miałam zaszczczyt wczoraj zasiąść w teatrze, wśród pierwszej, zwykłej publiczności spektaklu Danuta W. Mówię miałam zaszczyt, bo tak właśnie się czułam, zaszczycona. To co wczoraj zobaczyłam i usłyszałam na scenie, ta opowieść to było coś niezwykłego. Nie mogłabym sobie tego nawet wyobrazić. W żaden sposób. Wszystko bardzo wzruszające, utrzymane jednocześnie w takim wyciszonym tonie, w nastroju do zwierzeń i ten unoszący się zapach ciasta. Jak w prawdziwej, "domowej" kuchni, a jak wiadomo to właśnie kuchnia jest sercem domu i nierzadko miejscem rozmów i zwierzeń. To było moje pierwsze skojarzenie. Z czasem wsłuchując się w tę historię, widząc obrazy w tle,zapomniałam, że to Pani na scenie, że Pani to opowiada. Widziałam oczami wyobraźni właśnie Danutę Wałęsę a wokół Niej biegające dzieci. I to była Jej kuchnia. O tym, że przede mną stoi Krystyna Janda przypominał mi tylko Pani niezwykły uśmiech, którego nie można równać z żadnym innym . To niezwykłe doświadczenie dla mnie, tak widzieć i nie widzieć Pani na scenie. Nadzwyczajne. Aż chciałoby się zapytać jak Pani tego dokonała? Jak pięknie schowała się Pani za tę historię, wydobywając z niej jednocześnie to co ważne i piękne. To budzi we mnie ogromny podziw,tym razem nie dla bohaterki, a dla Pani. I wielki ukłon. Jednocześnie wiem, że tylko Pani tak potrafi, jakkolwiek infantylnie to zabrzmiało, taka jest prawda. Życzę raz jeszcze długiego "życia" dla spektaklu, wielu wzruszeń dla Pani i widzów, pewnie wielu z nich podzieli moją opinię. Zapomniałabym, obrazy końcowe, po ostatnich słowach spektaklu, obraz Pani Danuty teraz, stworzyły piękną klamrę dla opowiadanej historii.
Dodam jeszcze dwa słowa o jabłeczniku,którego udało mi się spróbować. Właśnie tego, który Pani upiekła, wyszedł bardzo dobry. Cała sytuacja była dla mnie dosyć zaskakująca, tu brawa jak zwykle, a Pani nagle wychodzi z nami widzami i częstuje ciastem. Stałam jak cielę ( jak to okresliła moja mama) i patrzyłam na Panią. Po prostu. I to już była Pani, "w swojej skórze", że tak powiem. I stałabym tak pewnie dalej, ale mama okazała się bardziej przytomna, sprowadziła mnie " na ziemię" proponując ciasto. Wiem, wiem nie jestem całkiem normalna ,mam lekkiego fioła, jak mi mówią, na Pani punkcie ( przepraszam za wyrażenie) i to się nie zmieni. Na szczęście, bo bardzo mi z tym fajnie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę zdrowia. Miłej niedzieli. Do "zobaczenia" niebawem.
Ewa Sobkowicz