Wieki mnie tu nie było...
Przynajmniej "czynnie", bo biernie owszem, zaglądałam.
Zdjęcie Pani kociaka "wywołało mnie do tablicy" A konkretnie do podzielenia się moimi fotografiami.
Dzięki mojej szefowej miałam okazję być "kocią mamą" dwóch diametralnie różnych futrzaków przez prawie trzy tygodnie. Intrygujące to stwory...
Zwłaszcza gdy jeden upomina się non stop o zainteresowanie, głaskanie, zabawę czy choćby mówienie i patrzenie na niego, a w przypadku braku atencji słodko się o nią upomina, natomiast drugi, a konkretnie druga, jest stereotypowym kotem, który przychodzi tylko jak ma ochotę.
Spały oczywiście ze mną już po 3 dniach "zaznajamiania się". Leon notorycznie mościł się w zagłębieniach kołdry na moich nogach, a ja gdy chciałam zmienić pozycję starałam się zrobić to tak, żeby go nie obudzić, po czym sama z siebie się śmiałam... Rano na dźwięk budzika zjawiali się oboje. Paris siadała na parapecie nad moją głowa i obserwowała, a Leo był lepszy od funkcji "drzemka" w telefonie. Siadał na łóżku tuż przed moją twarzą i co kilka sekund delikatnie trącał mnie łapką albo pomiaukiwał. I tak jak zdarzało mi się kilkakrotnie wciskać "drzemkę", tak jego zabiegi rozśmieszały i rozczulały mnie na tyle, że budziłam się od razu.
Słodkie potworki.
Potworki bo...pominę te kilka zaciągniętych bluzek będących rezultatem chowania się w szafie, spodni pohaczonych podczas prób wspięcia się na stół gdy coś przy nim jadłam, czy porysanej skóry na sofie w wyniku pościgów Leona za Paris...
Przedstawiam Leona rasy Devon Rex i Paris.
Pozdrawiam serdecznie Pani Krystyno i dziękuję za doroczną porcję pięknej Italii...
Natalia