Wciąż próbuję jakoś "zebrać myśli i słowa" po wczorajszym wieczorze z 32 Omdleniami. Pierwsze co mi przychodzi na myśl, to taki żal, że to już minęło. Bardzo wyczekiwałam tego wielkiego powrotu Pana Jerzego, ale i powrotu całego spektaklu. I oczywiście nie zawiodłam się, śmiało mogę nawet powiedzieć, że przeroslo to moje oczekiwania. Mialam gdzieś w pamięci poprzednie Omdlenia z minionego roku, byłam jakoś niedługo po premierze, ale, zabrzmi to idiotycznie, zapomniałam, że to było aż TAKIE ŚWIETNE. Każda z tych miniatur, każda z ról to po prostu mistrzostwo. Jak tylko wychodziliście Państwo na scenę zapominałam o wszystkim innym, śmiałam się nie do opanowania. Zdecydowanie nie potrzebowało to dodatkowych ozdobników. Wszyscy Państwo byliście takimi, proszę wybaczyć infantylne może określenie brylantami. Każde słowo, gest, sposób mówienia, chodzenia; rewelacja. A Pani, Pani Krystyno i Pan Jerzy tworzycie na scenie piękną parę



Pamiętam, że kiedy powstawało, było pomyślane jako benefisowe przedstawienie Pana Jerzego Stuhra, zwieńczenie 40 lecia pracy artystycznej. A życie się tak potoczyło, że wczoraj tak pięknie powrócił. To taki rzec by można drugi, nawet ważniejszy bo "życiowy" benefis. Sukces po wygranej, tej najtrudniejszej walce. Jako że sama od kilku lat zmagam się z "drugą" moją, jak ją nazywam przewlekłą chorobą, wiem, że każdy kolejny dzień jest walką i zawsze już ma się takie myśli gdzieś "z tyłu głowy". Od kiedy się tylko dowiedziałam o chorobie Pana Jerzego bardzo mu kibicowalam, trzymałam kciuki i mogę się domyślać jak po kolei odnosił takie "małe", "swoje" zwycięstwa i doszedł do tego wielkiego, spektakularnego wczoraj zwycięstwa i powrotu ( właściwie to nie wczoraj, ale już przy pierwszym czwartkowym spektaklu). Jestem zaszczycona i szczęśliwa, że mogłam być świadkiem tego zwycięstwa. Super!!!
Tak sobie myślę, cytując Pana Jerzego i tytuł Jego książki, którą czytamy, a mam nadzieję niedługo słuchać wersji audio, ale zboczyłam z tematu

A Pani, Pani Krystyno...Mam tyle "dowodów", że tak niezbyt zręcznie to nazwę, na to jakim pięknym jest Pani człowiekiem, że aż nie potrafię tego tutaj opisać. Jestem dumna i cieszę się z tej "naszej", że się ośmielę tak powiedzieć korespondencji, nie potrafię tego wyrazić słowami. Nie umiem zliczyć ile już razy mi Pani pomogła, takim jednym miłym słowem, spostrzeżeniem etc. Zawsze jak o tym myślę, jestem wzruszona, tak jest i teraz...Mogę mieć tylko nadzieję, że potrwa to jeszcze jakiś czas...
No w każdym razie, nie chcę nadużywać Pani dobrej woli


Do zobaczenia zatem i wszystkiego dobrego życzę. Miłej niedzieli w Krakowie.
Pozdrawiam serdecznie jak zawsze
Ewa Sobkowicz