Pani Krystyno!
Jestem pewna, że popłakiwanie w kinie czy w teatrze nie skraca życia! Co prawda wierzę że równowaga we wszechświecie być powinna (i pasowałoby tu Pani obawa) ale dopóki naukowcy tego nie zbadają powinniśmy trzymać się tylko tej optymistycznej wersji związanej ze śmiechem:) Ja strasznie nie lubię płakać w kinie i najczęściej moje wyjście na smutny, wzruszający film kończy się 1,5 godzinnym powstrzymywaniem łez i ściskiem w gardle, bardzo nie lubię tego uczucia….ale najczęściej oznacza to, że film był warty obejrzenia.
Grójecką odwiedzam najczęściej jak się da i chciałabym jeszcze obejrzeć w Polonii sławną już Shirley ale póki co nie jest to możliwe. Mam taką cichą nadzieję ze może pojawi się jeszcze w majowym repertuarze.
A z okazji Dnia Teatru przesyłam najlepsze życzenia.
Pozdrawiam serdecznie!
P.S. Przesyłam również dobre myśli dla Pana Jerzego.