Wszyscy zabijamy. Czasem nie mając wyboru, czasem z pełną premedytacją i wyrachowaniem, a czasem po prostu nieświadomie. Mówimy o wojnie. Głośno. Przekonani o dużej rzezi jaka miała wtedy miejsce. Za dużej. Tylko czy istnieje mała? I czy w ogóle to, o czym tak często wspominamy już się skończyło? A może trwa nadal, ale nikt z nas tego nie widzi? Nie chce tego widzieć. Albo zwyczajnie boi się nazwać świata, w którym żyjemy? Bo jaki on na prawdę jest?
Z nadal słyszanym płaczem, kończącym piątkowe "Ucho, gardło, nóż", powoli dochodzę do siebie
i myślę, że muszę do Pani napisać, jakkolwiek uda mi się ubrać w słowa wszystko to, co rodzi się teraz w mojej głowie.
Na spektakl Jandy wybierałem się od miesięcy, ale zawsze było coś. Podobno dłużej wyczekane lepiej "smakuje"? Może stąd to wszystko? Nie wiem. O ile na większość warszawskich spektakli było mi po drodze, o tyle na ten, w obsadzie z ukochaną przeze mnie (może to i banalne, ale tak, ukochaną) aktorką, nie. Kiedy w końcu udało mi się zarezerwować bilety i czas, już nieodwołalnie, na jeden z Pani słynnych monodramów, plan był jasny. Zobaczyć rewelacyjny spektakl wielkiej aktorki, udać się za kulisy, pogratulować, powiedzieć kilka słów o tym, co zobaczyłem i poprosić o podpis na którymś z teatralnych plakatów.
O plakacie oczywiście zapomniałem, a kiedy zapaliły się światła i przedstawienie skończyło, nie dałem rady.
Nawet gdyby udało mi się do Pani dostać, co niby miałbym powiedzieć? Że była Pani genialna? Że nie wiem, czy jakakolwiek inna aktorka udźwignęłaby taki tekst i czy w ogóle odważyłaby się na coś takiego, bo to był cholernie ryzykowny krok. Przecież Pani to wszystko wie. Musi Pani to wiedzieć. A ja chyba wtedy zwyczajnie nie miałem ochoty na rozmowę, z kimkolwiek. Nie miałem siły, po tej dwugodzinnej terapii, w której żongluje Pani emocjami. Mówiąc o wszystkim. Rozśmiesza Pani swoich widzów do łez, by za chwile, jako Tonka Babić, uświadomić im bezsensowność ich marnego życia. Bo Tonka już swoje przeżyła i ma prawo o tym opowiadać, w taki sposób, jaki tylko chce, a publiczność ma prawo się z tego śmiać. Choć pewnie znajdą się i tacy, co powiedzą, że z takich rzeczy śmiać się nie wypada. Na szczęście nie wśród Pani widzów.
Kończąc już powoli swój pierwszy jak dotąd wątek, bo pewnie strasznie już nudzę, chcę Pani powiedzieć, odnosząc się do zasłyszanych w wywiadach rozmyśleń na temat tego, czy warto to wszystko robić, że tak. Warto. Mimo wszystko. Dla takich wieczorów jak ten, piątkowy. Dla ludzi, żeby mogli zobaczyć coś więcej, niż tylko serialową gwiazdkę w prywatnym teatrze, czy za duże pieniądze, popularnego dziennikarza, próbującego swoich sił na scenie.
Dziękuje. Za "Boską", która dała powiew świeżości publicznej telewizji, za "Ucho...", które łamie tak zakorzenione w nas, polskie tabu i za Panią, bo przywraca Pani wiarę w ludzi.
Pozdrawiam jeszcze raz i oby do zobaczenia, Dawid
P.S Może i wyszło banalnie, patetycznie i za długo, ale co mi tam. Przecież ja Panią uwielbiam.