przez M.C. So, 17.09.2011 03:10
Hihi, Sowus, prawda i budowanie partnerstwa to brzmi dosyc powaznie jak na weekend...
Dobra, nie bede zagajac tylko od razu sie przyznam ze przynioslam zalegla zalenke...No to leciMY!
„Jak to Pchle Szachrajce Zimy Żal”
"Czili jesienny pejzaz z przytupem na wszystkie pchle nogi."
Pchła, podobnie jak kobiety,
Rzadko zajrzy do gazety, /Co dzień gorsza, Romeo, pogoda
I ja jestem codziennie mniej młoda/ (Już nie umiem mojej prawdy minąć granic
I to chyba jest nie dobry znak,)
Ale czasem od niechcenia
Czyta drobne ogłoszenia. /Ja sama wiem – te rzeczy się przeżywa,
Lecz swoich rzeczy nie przeżywaj tu/(Uczucie – nie wiesz,
jak ono zdobi. Uczucie z ciebie Petrarkę zrobi.)
Raz więc, nudząc się szalenie,
Przeczytała ogłoszenie, /Spójrz – jak ludzie z uczucia wyzuci
Niskiej chuci oddają się w ucisk/(Skarżyła mi się wujenka, że gdy kocha wuj, to męka. Zadręczały ją te szały i brewerie.)
Że niejaka panna Kika
Na ulicy Kopernika /Na pięćdziesiątym piętrze zła
Czekała na mnie luba ma/(Płacze dzieciak, wyje psina,
Gdzieś ktoś kogoś czymś zarzyna)
Pragnie uczyć się języka
Angielskiego. /Dostosować sposób gry do nowych reguł,
W efektownym fałszu ukryć się/(Cóż, kiedy wiem – nie buchnie już płomieniem
ten żar, co wszak się w ciele moim stlił.)
Pchła szczęśliwa
Już coś knuje, już się zrywa /Po to wiążą słowo z dźwiękiem
Kompozytor i ten drugi/(ten Freud się kocha we mnie,
a mnie jest tak przyjemnie)
I po chwili w kapeluszu,
W żakieciku z lila pluszu, /Kalosze włóż/
(w zakresie łyżew, nart – mi nie dopisuje hart.)
W modrych butach atłasowych,
W rękawiczkach purpurowych /o Julietto różyczko w purpurze,
Otwórz, otwórz twe okno na tę moją samotność/(Noce i dni, o których nie wiesz)
Jedzie wprost na Kopernika,
Tam, gdzie mieszka panna Kika. /Po wieczerzy już zmyte naczynka.
We śnie leży spowita dziecinka/(Dziecku kazał mówić: „Proszę wuja”. Alleluja)
Cóż, angielski rzecz niewielka!
A wyglądam jak Angielka, /Za jakie grzechy płci mojej cechy
Zmysłowym dręczą oparem/(I jak tu żyć samotnie
Gdy ręka ręką ręki twej dotknie)
Jest mi nudno! Mam ochotę
Pannie Kice zrobić psotę! /Szuja! Obrzydliwa larwa i szczeżuja/
(Wykradała klucz od tej komórki, gdzie śpiewały kiszone ogórki)
Przyjechała, do drzwi dzwoni,
Ogłoszenie trzyma w dłoni. /Do ciebie szłam- przez puste ulice,
Do ciebie szłam- znaczona księżycem.
Do ciebie szłam- światełka nadziei.
Do ciebie szłam- by więcej już nie iść.../ (A ja wcale nie w zapale
i zachwytem się nie palę)
Panna Kika? Właśnie do niej... /Przychodzisz dziś z tym śmiesznym nastawieniem/(Sztuczny dźwięk odbierasz słowom, czynisz zwykłym każdy gest)
Z ogłoszenia... Chęć mam wielką
Zostać jej nauczycielką. /Lecz gdy ofiarę mą trawię żarem/
(już ust twych nie chcę ani ciastek.)
Panna Kika była miła,
Szybko sprawę załatwiła /Piosenka to sposób z refrenkiem
Na inną nieładną piosenkę –
Na ładną niewinną panienkę/(tę praczkę co do balii głową wpadła,
gdy wuj z nagła ją pokochał.)
Mówiąc: Cieszę się ogromnie,
Że dziś pani przyszła do mnie. /Jeżeli kochać – to nie indywidualnie!
Jak się zakochać – to tylko we dwóch!/(teraz jestem pąkiem,
po którym chodzi motyl
tak lekki jak sam dotyk.)
W Ameryce mam krewnego
I dlatego angielskiego /Szuja! Kawał matrymonialnego zbója/
(Los jak wszystkim dał mi jedną tylko postać
I nie nazbyt nią ucieszył mnie)
Chcę się uczyć na wypadek,
Gdy dostanę po nim spadek. /Ja pana z sobą zabiorę w nieznana podróż daleką/
(Za cię dla cię w szmacie
ja pójdę na kraj świata, kacie mój!)
Mam tu zeszyt i ołówek
Do pisania obcych słówek. /I – wespół w zespół,
By żądz moc móc zmóc!/(Tieni mi!
Poicie l’amor vacilla!)
Dziś jest piątek... Od soboty
Mogę wziąć się do roboty. /Katuj! Tratuj!
Ja przebaczę wszystko ci jak bratu.
Męcz mnie! Dręcz mnie! Ręcznie!
Smagaj, poniewieraj, steraj, truj!/(Ty od innych bądź lepszy – ja błagam cię!)
Pchła słuchając, kilka razy
Powtarzała dwa wyrazy /Rzuć chuć?/(Rzuć chuć!)
Po angielsku. Jeden znała
Z lat, gdy była jeszcze mała /Bez ciebie jestem malutki i wytłuc może mnie grad/ (Czasem mężczyzna, jak bielizny, Pragnie uśmiechu od mężczyzny)
I lubiła zbierać znaczki,
Drugi zaś - z unrowskiej paczki. /Dzidek, nie opuszczaj przewodu/
(Obojętny kamień i statuja!
Fałsz i ruja ewidentnie powodują nim.)
Tak zaczęła się nauka.
Panna Kika słówka duka, /Dzień za dniem, Sen za snem,
Pełnia i nów, I słońce znów/(Po łące brodzę kwietnej – mam we śnie nogi świetne)
Pchle z wysiłku puchnie główka,
Wciąż dyktuje nowe słówka: /Dlaczego stale zły losu palec
Dotyka mnie tym nadmiarem/(płowo – zielony dywan zdobiony słońcem dostatnio)
Tirli - wojsko, pirli – woda /Nosiłem ci do pralni,...Czyściłem w umywalni/
(Chcę, by schludność twa kwitła – kąpiel w tobie nie stygła)
Tirlipirli - wojewoda. /Spotkasz chłopa - gęba sina,
Oj, nie wraca ci on z kina/(Dwóch ich weszło do sklepu w zapusty –
jeden sok pił na kaca z kapusty.)
Fiki - pole, miki - taczka, /Gdy dziewczyna nie bardzo cię nęci,
Co to chciałbyś, a nie masz tej chęci/(więc łowię ryby, lecz cóż z tego, gdy
nie trafia się szczupaczek ani leszczyk)
Fikimiki - polewaczka. /Ty kąpiesz się nie dla mnie w pieszczocie pian
Nie dla mnie już przy wannie odkręcasz kran/(a żagiew krwi przysypał żużel zgliszcz.)
Limpa - noga, pimpa - droga, /Takiemu ja oddam wśród łez i duszę i seks/ (Kiedy ujrzałam go w knajpie „Pod Knotem”, zabiło serce radosnym łomotem.)
Pimpalimpa - hulajnoga... /Żebyś w sytuacji trudnej
Mógł (lub mogła) westchnąć z wdziękiem:
”Życie czasem nie jest cudne,
Ale przecież mam piosenkę”/(A ja będę tu szczery –
znam jej wszystkie litery)
Pisze słówka w swym zeszycie, /Cudowny bezsens sprawia,
Że bezlitosny sens moich spraw sensu nie pozbawia/(Dzidek! Już nie wiem, jak mam do ciebie mówić, żebyś zrozumiał mnie!)
Wciąż je sobie przepowiada.
Pchła nie szczędzi pochwał, rada, /Utwierdź mnie w tym napięciu,
Co puszcza. Utwierdź je, popodsycaj, poduszczaj/(pan czemu waha się przeto? To chyba raczej jest ładne)
Że postępy są w nauce.
Chyba kurs dla pani skrócę, /Z pieszczot dwója! Nieudana galareta z ryb!/
(Mówię ci – poderżniętam jest!)
Pani pilność jest wzorowa,
A ten akcent, ta wymowa, /Niech tylko lekko pochylę dekolt
Juz męski ściele się trup/(Hop, hop, hejże ha!
Wieczny odpoczynek.)
Niech się król angielski schowa! /Może konno wyruszył, a koń
Nieżyczliwie odnosi się doń?/(Nie najkrótszą gnał drogą mój koń –
a tą dłuższą przez rzeczkę Dordogne)
Jeszcze tydzień lekcje trwały,
Dały wynik doskonały. /Jak wątła nić przędziona z lnu/(Złotówki jak liście na wietrze czeredą unoszą się całą)
Panna Kika, wniebowzięta,
Wszystkie słówka już pamięta /Za to radość niepomierną
Niosła jej wuja niewierność/(Bo kiedy sam w zmysłów trwasz zawierusze,
to wszystek czas ci pochłonie i zdrowie)
I z zeszytu płynnie czyta,
Jak Angielka rodowita. /Już rzeżą żądze u stóp/(Już chyba pójdę, bo dostałem dreszczy)
Pchła, żegnając uczennicę,
Jestem dumna z panny Kiki, /Od ciebie szłam ulicą przebudzeń,
Od ciebie szłam bez łez i bez złudzeń/(z szelestem zdartych dat
upłynął życia szmat…)
Powiedziała pannie Kice: /Życie trudne, Życie żmudne,
Życie nudne – Żaden bal/(Wrzesień jak dywan,
jakich nie bywa często ostatnio)
Pimpalimpa, fikimiki! /On mi biodra opływa, wypełnia mi biust
Żar sączy do ust/(A potem w noce zbryzgane gwiazdami,
gdy moich pieszczot go znużył aksamit – ot, dla rozrywki mnie bijał masami)
Panna Kika do kawiarni,
Gdzie najludniej i najgwarniej, /Na mym wieszaku palt nie wieszaj/(Korzystasz już nie dla mnie ze stacji pomp.)
Wchodzi, niby dla ochłody
Każe podać sobie lody. /Już po żadnych garkuchniach zup nie będę jadł/(Od komina do komina wiater hula, deszcz zacina)
Przyjaciółki siedzą w kółko,
A już Kika przyjaciółkom /Twojego życia z mym nie mieszaj/(jak rączym rumakiem wzleć łóżkiem. Niech rycerz cię na nim porywa)
Swą wyższością dogryźć rada,
Po angielsku odpowiada /To tak jak gdyby kwiat wypuścić z dłoni
To tak jak gdyby świat roztrwonić, roztrwonić/(Życie ziębi, życie gnębi, ale życia, życia żal.)
Słówka, które jej do głowy /Aż powiedział jej wszystko, co czuł –
W takich słowach: „Buraków bym z pół…”/(Zapłonął księżyc w kolorowym szkle
melodii, co szła ku nam)
Pchła wbijała nieustannie,
By dogodzić próżnej pannie. /Z tatusia zdjęta skóra/(O, Godocie niewieścich pokoleń!)
Naraz dziwna rzecz się stała,
Rzecz po prostu niebywała. /Cóż popełniłem za winy – jakież przestępstwa/
(I po cóż ci to wszystko, mam tłumaczyć?)
Oto wszystkie pchły w lokalu,
Skacząc zwinnie cal po calu, /Ot, cała zbrodnia, która
Umieszcza na torturach mnieee!/
(kogo zmysłów pożogą ogarnie,
już ten nie zazna już ten co spokój i sen)
Przeskakując przez stoliki,
Właśnie stolik panny Kiki /Od stołu wstań z imienin wyjdź, zrezygnuj z dań/(nie pożałuje pan! Nie pożałuje pan! Nie pożałuje pan!)
Otoczyły i obległy.
Przyjaciółki się rozbiegły, /Że dziś odwracasz się tyłem do mnie swobodnie/
(Smukłe ciało trąc frotem, nie pamiętasz już o tem –
jak czekałem z łopotem spragnionych ust.)
A pchły grzecznie wkoło siadły
I ze smakiem lody zjadły. /A mordę idiotyczną ma ten Grzeszczyk –
smutny deszczyk/(zupełny chomąt, łachudra i wół)
Przerażona panna Kika
Od stolika szybko zmyka, /Tylko urżnąć się na chrzcinach i wziąć zwiać do Wołomina/(wiedziałam, wiedziałam, że mi nie wystarczy sił na żadną inną drogę,)
Już-już dopaść ma dorożki,
A pchły skaczą na pończoszki, /Podobno ryb łowienie nerwy leczy/
(to jest taka muzyka, przez którą skrzypcom od ptaków lżej)
Na spódniczkę, na trzewiki
I w rękawy panny Kiki. /Ach, zrozum, że nie mogło być inaczej/(zrozumiałam wtedy, że to ty – ten, z którym tańczyć idę)
Tu się cała rzecz wydała:
Pchła Szachrajka nie umiała /Albowiem prysły zmysły, Albowiem prysły zmysły/(Każda kropla w twej wannie mój drąży mózg.)
Po angielsku, bo i skądże?
Chcąc postąpić jednak mądrze, /Dobranoc, niewiasto. Już czas na sen/(Choć w dali niebo jeszcze się niebieszczy – smutny deszczyk sobie mży)
Nauczyła pannę Kikę
Władać świetnie pchlim językiem /No co? No co? No co? No co?
No co ja ci zrobiłem?/(Najpiękniejszy kęs mi życia ujadł –
szuja! –i wytoczył hektolitry łez!)
I dlatego pchły na pewno
Wzięły ją za swoją krewną. /Piosenka to jest klinek na spleenek/(Kiedy nie było dokąd dalej iść – którędy ani po co)
J. Brzechwa (Pchła Szachrajka) + /MiSZCZu J.Przybora (teksty ze starego spektaklu „Zimy żal”); nożyczkami ciachała z przyjemnością Ściana/(z wdziecznoscia za miszczowskie teksty JP i artystyczne ciachanie nozyczkami Druhny Sciany, dokleila reszte Emcia)