Od lat interesuję się biografią Marii Skłodowskiej - Curie, i co tu dużo mówić, jestem pod ogromnym wrazeniem i urokiem Jej. To wydobywanie ze smółki uranowej przez 4 lata jednego grama radu...! Przy Jej zdrowiu, podczas gdy mąż 'zatapiał się w czysto teoretycznej stronie zagadnienia. Byłam w słynnej "szopie". No i ten niezwykły romans z Paulem Langvin, z jakim podniesionym czołem zniosła krzyk brukowców na swój temat...
Ukazała się książka czyniaca z Jej pasji - obłęd. Chyba Barbary Goldsmith? Wedłu niej każdy geniusz jest dotknięty czymś w rodzaju choroby, zabawne i może? Ale nie warta oczu choć ja zaryzykowałam. Ewa Curie i Susan Quinn ( o ile nie pomyliłam się) - wspaniałe. Zwłaszcza Ewa, która jak najszybciej tę biografie napisała z wiadomych względów - jakże ona filmowo opisywała ich życie, to materiał na scenę, kiedy Maria w domu, zniecierpliwiona mówi "gdybyśmy tam poszli" i Piotr uradowany, bo o tym samym myśli. Wchodzą nocą do laboratorium, i któreś z nich prosi o niezapalanie światła. "Chciałaś żeby miał ładną barwę" - mówi w ksiażce Ewy Curie - Piotr. Rad świeci. Oni milczacy i wpatrzeni w mały wszechświat. No i cytat, który i mnie porusza prof Appela "Więc biorę - i rzucam słońce" i Maria uśmiecha się słuchając tych wykładów - ze szcześcia. ja wiem, można powiedzieć: córka napisała biografię... Nie. Znam te książkę od lat. Dostałam ją na koniec roku szkolnego w czwartej klasie, szmat czasu temu. To Maria z uporem wyliczała, że zbyt wiele radioaktywności w pierwiastkach i sprawdzała liczac długo, powtarzając badania, nie Piotr:-)
Jestem ogromnie ciekawa, "co" Pani wybierze z tej wspaniałej biografii i jak sie z nią zmierzy. Kibicuje i pozdrawiam, H.