prasa, media, prasa...

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

prasa, media, prasa...

Postprzez nat Cz, 02.09.2010 10:26

Pani Krysiu,

jeszcze trochę obrazków z wtorkowego koncertu, tym razem ze Strony Europejskiego Centrum Solidarności.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

i nie tylko

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Miała Pani pecha do pogody na tych ostatnich wyjazdowych występach, ale mam nadzieję, że gardło już zaczęło współpracować. W maratonie białobluzkowym też jest "całkiem" potrzebne...

Jeszcze z Lądka:

http://www.tvklodzko.pl/telewizja/802-jandawwlondynie.html ... cóż, bez komentarza...

No to jeszcze prasa...

Sens życia według anioła
Agnieszka Rataj 02-09-2010

„Kantata na cztery skrzydła”, komedia Roberta Bruttera, reż. Grzegorz Warchoł, wyk. Agata Kulesza, Sławomir Orzechowski, Teatr Polonia, ul. Marszałkowska 56, bilety: 50 – 60 zł, rezerwacje tel. 22 622 21 32, premiera: czwartek (9.09.), godz. 20

Teatr Polonia rozpoczyna jesień premierą przygotowaną na scenie Fioletowe Pończochy. „Kantata na cztery skrzydła” to opowieść o rozchwianej kobiecie po przejściach, która postanawia pewnego dnia skończyć ze sobą.

Ta historia z pewnością trafi do kobiet, z myślą o których Krystyna Janda dobierała repertuar na najmniejszą scenę mieszczącą się w holu jej teatru. Głównym tematem realizowanych tu sztuk stała się kobiecość, najdalsza jednak od przeciętnych romansideł. Janda zdecydowała się na literaturę niejednokrotnie kontrowersyjną, współczesną i drażniącą – i odniosła sukces. Fioletowe Pończochy wdarły się przebojowo na mapę stołecznych scen. Spektakle takie jak „Badania terenowe nad ukraińskim seksem” według książki Oksany Zabużko grane przez Katarzynę Figurę czy „Stefcia Ćwiek w objęciach życia” Dubravki Ugresic z Agnieszką Krukówną w roli głównej co wieczór ściągały tłumy. A „Ucho, gardło, nóż” według książki Verdany Rudan w wykonaniu samej Jandy zostało uznane za jeden z jej najlepszych monodramów.

Pomiędzy otwarciem nowej sceny Fundacji Krystyny Jandy Och-Teatru, plenerowymi spektaklami na placu Konstytucji a premierami na dużej scenie Polonii, Fioletowe Pończochy zostały nieco na uboczu. Wracają jednak z początkiem nowego sezonu, właśnie premierą „Kantaty na cztery skrzydła”.

Wprawdzie autorem sztuki jest mężczyzna – Robert Brutter (pod tym pseudonimem ukrywa się Andrzej Grembowicz, scenarzysta m.in. seriali „Ekstradycja” czy „Ranczo”), ale główną bohaterką swojej sztuki uczynił on zdesperowaną kobietę topiącą smutki w alkoholu i planującą samobójstwo. Od tej decyzji usiłuje odwieść ją osobisty Anioł Stróż.

Ponieważ jednak okazuje się nie dość skuteczny, pojawia się kolejny anioł: młody i energiczny. Obaj nie tylko będą próbowali uświadomić kobiecie, jak wygląda życie po śmierci, ale nawet uchylą przed nią na chwilę drzwi piekła. Pomiędzy żartami, których nie brak w tekście Bruttera, wspólnie z widzami zastanowią się całkiem poważnie nad sensem życia.
Życie Warszawy

............................................................

Och-teatr przejmuje przystanek Częstochowska
Agnieszka Wądołowska
2010-09-03

Od soboty jeden z przystanków tramwajowych przy Grójeckiej będzie się nazywał Och-teatr.

Swoje przystanki komunikacji miejskiej mają w Warszawie m.in. basen Inflancka, Arkadia czy Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego. Od soboty tramwajowa mapa Warszawy wzbogaci się o nazwę Och-teatr. Przystanek na Grójeckiej między ulicami Bitwy Warszawskiej 1920 r. i Wawelską niejedno miał już imię: kiedyś nosił nazwę Kino Ochota, ale gdy opuszczone kino zaadaptowała na teatr Fundacja Krystyny Jandy, to nie kolejna warszawska scena, ale niewielka poprzeczna ulica okazała się kluczowa dla otoczenia i Zarząd Transportu Miejskiego ochrzcił go nazwą Częstochowska.

Jednak 4 września, z okazji rozpoczęcia nowego sezonu w Och-teatrze, nastąpi też "przejęcie" przez niego przystanku. Dokładnie o 16.20 w obecności burmistrza Ochoty Wojciecha Komorowskiego i dyrektora ZTM nastąpi oficjalna zmiana nazwy. Skąd ten pomysł? Okazuje się, że szczegóły operacji opatrzone są klauzulą "tajne przez poufne". Och-teatr informuje, że to inicjatywa fundacji Jandy. Fundacja zapewnia, że to pomysł ZTM. A rzecznik ZTM Igor Krajnow twierdzi, że w tej sprawie musi dochować tajemnicy.

Co to za mroczny komunikacyjny sekret kryje się za decyzją ZTM? Wyjaśnia to Maja Gottesman, rzeczniczka Ochoty. Otóż to wspólna inicjatywa burmistrza dzielnicy i Marii Seweryn, właścicielki sceny. Tak dobrze im się współpracuje, że na teatrze pojawi się też niebawem zabytkowy neon "Kino Ochota".

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

...........................................................

Krystyna Janda: Nauczyłam się fałszować

Polska Dziennik Zachodni, Henryka Wach-Malicka


O tym, czym zaintrygowała aktorkę niejaka Florens Jenkins, niecodziennym śpiewaniu, planach zawodowych i o próbie współpracy z synem, Krystyna Janda opowiada Henryce Wach-Malickiej.


Wkrótce zobaczymy panią w Domu Muzyki i Tańca z Zabrzu w spektaklu "Boska!", którego bohaterką jest Florence Jenkins. Jej udziałem była jedna z najdziwniejszych karier w historii opery. Pozbawiona talentu, a nawet słuchu, dzięki koneksjom i pieniądzom przez lata występowała na scenie; jakby nieświadoma faktu, że wystawia się na pośmiewisko. Grała pani już Marię Callas i Marlenę Dietrich, które były olśniewającymi artystkami. Ale Florence? Co panią w niej zaintrygowało?

Płyty z nagraniami Florence Foster Jenkins do dzisiaj sprzedawane są w najlepszych sklepach muzycznych na całym świecie. Bo ona jest symbolem amerykańskiej kariery pod hasłem: "nawet najbardziej śmiałe marzenia można spełnić". Dodatkowo, teatralny tekst Petera Quiltera pt. "Boska!" jest świetny. To nie tyle opowieść o Florence Foster Jenkins, co o grupie ludzi, dla których przyjaźń, dobroć, naiwność nawet, ale także muzyka i sztuka są rzeczami najważniejszymi. I to bez oceny wartości tego, co powstaje! Jest to "towarzystwo" nadzwyczajne, takie o jakich w Polsce, gdzie cynizm i interesowność panują także w sztuce, dawno zapomnieliśmy. A Florence Foster Jenkins rozdała cały majątek na tysiące instytucji charytatywnych, wspierających kobiety. Śpiewała zawsze bezpłatnie, zaś ostatni jej koncert w Carnegie Hall, którym miała zarobić na serię charytatywnych projektów, przyniósł ogromne pieniądze. Nikt do dziś nie potrafi rozsądzić, czy słyszała jak źle śpiewała i jak fałszywie, czy słyszała tylko muzykę, którą miała w głowie. Zabawne jest to, że miała wielu naśladowców i naśladowczyń, tak zwanych uczniów Florence Foster Jenkins. Uczniów szkoły spełniania marzeń.

Grając Florence, zgodnie z didaskaliami, musi pani fałszować, a to, jak sądzę, nie jest proste dla profesjonalnej aktorki. Jak się pani oswajała z tym wyzwaniem? I z całym, mocno kiczowatym światem pani Jenkins?

Fałszować? To zupełnie nie jest skomplikowane. Uczyłam się fałszowania podobnie jak nut. I takie niecodzienne śpiewanie "w roli", sprawia mi ogromną przyjemność.

Gdy do Florence dotarło, że publiczność się z niej śmieje, umarła. Podobno pękło jej serce. Czy pani zdaniem Florence miałyby większe szanse na karierę, gdyby żyła dziś? Jak mówił Zbigniew Zapasiewicz: "kiedyś aktor musiał umieć zagrać garbatego, teraz robi się casting wśród garbatych amatorów". Może ona też wystartowałaby w jakimś śmiesznym konkursie...

Myślę, że nie. Że dzisiaj byłaby dziwolągiem i bardzo szybko słuchacze uzmysłowiliby jej, jaka jest beznadziejna. Kiedyś ludzie byli lepiej wychowani i w każdym zjawisku widzieli stronę pozytywną. Jeżeli ktoś daje pieniądze np. na klub początkujących pisarek, a przy okazji ma ochotę zaśpiewać koncert, to niech sobie zaśpiewa. Wyobrażam sobie, co ukazałoby się w internecie, gdyby Florence dzisiaj zaśpiewała, jak wzrosłoby dobre samopoczucie internautów...

A czy wybrała już pani kolejną nietuzinkową kobietę, która będzie bohaterką pani następnego scenicznego wcielenia?

Tak, będzie to zupełnie tuzinkowa żona, która zdradza męża i jest zdradzana!

Śledząc pani aktywność, trudno wyjść z podziwu. Gra pani wyczerpujące monodramy, pisze książki, prowadzi blog i szefuje teatrowi, który ma więcej premier niż "norma nakazuje". Skąd tyle siły? Czy pani w ogóle odpoczywa?

Nie odpoczywam. I w ogóle mi to nie przeszkadza. Odpoczywam w pracy. Wszystko inne mnie nudzi. A właśnie wróciłam po dwutygodniowym urlopie we Włoszech, gdzie spędzałam czas bezmyślnie gapiąc się w fale.

Pani syn Adam zdobywa szlify operatorskie na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Myśleliście państwo o jakiejś wspólnej pracy? Na przykład o impresji na temat pani występu w Zabrzu?

Mój syn na razie razem z innymi młodymi operatorami realizuje spektakle "Biała bluzka", gdzie kamera śledzi mnie na żywo, ze sceny. Jest to jedyny nasz kontakt zawodowy. Co prawda teraz wpraszam się do jego nowego filmu studenckiego, tłumacząc mu, że ja wiem, jak zagrać to, co jest w scenariuszu. Ale na razie nie jest na mnie zdecydowany. Muszę jeszcze trochę nad tym popracować. Zdobycie roli w jego filmie jest jednym z najtrudniejszych zadań, jakie miałam w życiu. Ale może mi się uda. Nęcę go tym, że zagram za darmo (śmiech).

............................................................

Janda: Nie mam traumatycznych przeżyć

6 września 2010

Obrazek
fot. Dominik Staniszewski/trojmiasto.pl

Krystyna Janda wystąpiła podczas widowiska Roberta Wilsona w Stoczni Gdańskiej. Przedstawienie "Biała bluzka" to drugie wydarzenie w ramach gdańskich obchodów 30. rocznicy Sierpnia '80 z udziałem aktorki.

Przychodzili ludzie, pokazując rany postrzałowe po wydarzeniach Grudnia '70 i krzyczeli, że powieszą nas na latarniach, jeśli w "Człowieku z żelaza" skłamiemy. Przychodzili też tacy, którzy mieli znaczek "Solidarność" odlany ze złota i nosili go jako największą relikwię. Ale nie mam traumatycznych przeżyć z tamtych czasów - o Solidarności i o tym, jak pokazać nowym pokoleniom wartości sprzed 30 lat z Krystyną Jandą, która w środę (8 września) wystąpi w spektaklu "Biała bluzka" zamykającym gdański festiwal Solidarity of Arts, rozmawia Łukasz Stafiej.


Co zadecydowało o tym, że postanowiła Pani wziąć udział w aż dwóch gdańskich wydarzeniach związanych z 30. rocznicą Sierpnia '80 - w widowisku Roberta Wilsona w Stoczni i spektaklu "Biała bluzka"?

Krystyna Janda: Zaproszenie do udziału w tych uroczystościach to honor. Oba te wydarzenia zapowiadały się bardzo dobrze. Poza tym podkreślenie tego, ze jest się wiernym ideom dawnej Solidarności jest dla mnie bardzo ważne. Pomijając już radość, ze będę mogła zaprezentować "Białą bluzkę" widowni Wybrzeża.

Czy ma Pani jakieś znaczące wspomnienia lub doświadczenia z tamtych czasów, które w świetle uczestnictwa w obchodach nabierają nowych, ważnych dla Pani znaczeń?

Na szczęście nie mam żadnych osobistych traumatycznych przeżyć, natomiast podczas kręcenia "Człowieka z żelaza" byliśmy na Wybrzeżu pół roku po wydarzeniach i atmosfera tamtego czasu, rozmowy z przywódcami i uczestnikami ówczesnych strajków i w Szczecinie, i w Gdańsku pozostaną we mnie na zawsze. Przychodzili ludzie, pokazując rany postrzałowe po wydarzeniach grudniowych w 1970 roku i krzyczeli, że powieszą nas na latarniach, jeśli w tym filmie skłamiemy. Przychodzili też tacy, którzy mieli znaczek "Solidarność" odlany ze złota i nosili go jako największą relikwię.

"Biała bluzka" jest grana w Gdańsku po blisko 25 latach od premiery. Jak czuła się Pani po tylu latach wracając do tematu niesamowicie aktualnego wtedy, lecz teraźniejszemu odbiorcy już nie tak bliskiego.

Wiedziałam, ze robię ten spektakl dla nowych pokoleń. Dlatego też forma przedstawienia jest wymyślona z myślą o "tych nowych", którzy nie pamiętają albo nie wiedzą. A ja, cóż, gram to inaczej. Wtedy byłam w wieku bohaterki i nieszczęśliwa miłość do opozycjonisty była przez mnie traktowana wprost. Dziś akcentuję inne aspekty opowieści, ale nadal jest to spektakl o tym, że w momentach niewoli, przymusu, tragedii, miłość jest uczuciem, które ratuje. Jeżeli jest możliwa, jak to śpiewam w ostatniej piosence.

Recenzenci pisali o tekście "Białej bluzki", że Agnieszce Osieckiej "udało się zapisać stan umysłów, emocji i lęków wielu zwykłych ludzi w tamtym czasie". Jak Pani myśli, o czym należało by współcześnie napisać, żeby miało podobny wydźwięk?

W moim Teatrze Polonia w październiku odbędzie się premiera nowego tekstu Przemysława Wojcieszka "Jeszcze będzie przepięknie". Sztuka jest właściwie interwencyjnym zapisem kłopotów i emocji ludzi zadłużonych w bankach ponad granicę wszelkiej wypłacalności. Ludzi rozczarowanych nową Polską, ludzi bez nadziei. Może to jest jeden z takich tekstów, który zapisuje współczesność. Na szczęście bohaterami są ludzie naiwni, nie mogący służyć za przykład dla reszty.

Całe życie Pani grała i wciąż jest aktywna na scenie, ale również prowadzi własny teatr i fundację. Skąd Pani bierze siły na to wszystko?

Krąży w tej chwili taki żart: jeżeli masz problemy z dykcją, z jąkaniem się, idź do apteki po holomediquazicargoliberaplusmycynę. Jak jestem zmęczona, biorę coś takiego (śmiech).

trojmiasto.pl

............................................................

Janda z "Białą bluzką" na Ołowiance, Plejada.pl

.............................................................

Prawda w jednym zdaniu
2010-09-07

- Grając "Białą bluzkę" zawsze uważam, że opowiadam coś ważnego, bliskiego ludziom - mówi Krystyna Janda. Środowt występ aktorki wystąpi w tym spektaklu - adaptacji opowiadania Agnieszki Osieckiej - zakończy gdański Festiwal Solidarity of Arts

Solidarity Of Arts, festiwal odbywający się w Gdańsku od połowy sierpnia, dobiega końca. W jego ramach zorganizowany został m.in. koncert "Możdżer+", odbyło się prawykonanie symfonii "Vivo XXX" Pawła Mykietyna oraz premiera opery "Makbet" Verdiego. W środę ostatni akcent SoA - pokaz spektaklu "Biała bluzka" według opowiadania Agnieszki Osieckiej. Przedstawienie wyreżyserowała Magda Umer; Elżbietę - kobietę żyjącą w okresie stanu wojennego - gra Krystyna Janda.


Rozmowa z Krystyną Jandą


Magdalena Hajdysz: Wraz z Magdą Umer podjęła się pani niełatwego zadania "przepisania" na nowo tekstu Osieckiej i powstałego na jego bazie spektaklu. "Biała bluzka" powstała w latach 80. i odniosła wtedy wielki sukces. Wiele kobiet utożsamiało się z główną bohaterką, Elżbietą. O czym - dla pani - był ten spektakl kiedyś, a o czym jest teraz?

Krystyna Janda: Ależ myśmy, broń Boże, nie przepisały tekstu na nowo! Magda Umer zrobiła korektę adaptacji, korektę uwzględniającą czas, który minął i mój wiek dzisiaj, zaakcentowała mocnej inne elementy historii i problemów niż przed laty. Część piosenek śpiewanych 20 lat temu zamieniła na inne, inaczej akcentujące całość. Dodała przede wszystkim na końcu piosenkę "Orszaki Dworaki". No i zostały dodane materiały filmowe, milicyjne, archiwalne, także ubeckie, do których mamy dziś dostęp. To wszystko ukłon przede wszystkim dla młodych pokoleń, widzów, którzy nie pamiętają czasów PRL-u.

Czy ta współczesna wersja "Białej bluzki" powstała z okazji tegorocznych obchodów 30-lecia narodzin Solidarności? Jego współproducentem jest Festiwal Solidarity of Arts.

- Nie, pomysł, aby do tego tekstu wrócić, był spontaniczny, ale już na etapie prób połączyliśmy siły z Festiwalem. Tak naprawdę spektakl został przez Festiwal zaakceptowany podczas pierwszych prób generalnych.

Spektakl jest monodramem, trudno więc w pewien sposób nie utożsamiać pani osoby z główną bohaterką. Szczególnie, ze po latach decyduje się pani znowu przemówić jej ustami. W jaki sposób "Biała bluzka" dotyczy w sposób osobisty Krystyny Jandy?

- To jest rola. Gram tę kobietę, tyle że dziś gram ją jakby z dystansu, w nawiasie. Grając ten spektakl zawsze uważam, że opowiadam coś ważnego, bliskiego ludziom. A temat "pozornie" główny, nieszczęśliwa miłość, miłość niemożliwa, jest aktualny zawsze. Niezależnie do czasów i wieku wykonawczyni.

Przy okazji koncertu "Solidarność. Twój anioł wolność ma na imię" w Stoczni Gdańskiej, współpracowała pani z Robertem Wilsonem. Czy ta współpraca była istotna dla pani?

- Myślę, że nasz udział, to znaczy mój i Jurka Radziwiłowicza, był nieco osobnym elementem widowiska. Próby odbywaliśmy właściwie sami, według scenariusza napisanego przez pana Wilsona i pod okiem jego asystentów. To wielki twórca. Jednak wspólne spotkanie podczas rocznicy związku było raczej spotkaniem solidarności artystów, spotkaniem symbolicznym.

Kim była i kim jest dla pani Agnieszka Osiecka?

- Los związał mnie z Agnieszką nierozerwalnie poprzez granie Elżbiety w "Białej bluzce", ale także śpiewanie jej piosenek. Przyjaźniłyśmy się wiele lat, choć słowo przyjaźń w moim wypadku nie jest chyba do końca uprawnione, właściwie nigdy nie rozmawiałam z Agnieszką na tematy osobiste. Zawsze podziwiałam to, co pisze i stawałam w zachwycie nad wieloma zdaniami, spostrzeżeniami, sformułowaniami. Agnieszka miała umiejętność zapisywania w jednym zdaniu prawd życiowych wartych opasłych tomów. Była kimś bardzo ważnym i zawsze będzie. Jej legenda trwa i rośnie po jej śmierci, jeszcze wiele Agnieszki przed nami, także przede mną.

Źródło: Gazeta Wyborcza Trójmiasto

.............................................

Janda ma własny przystanek, Fakt.pl

http://kultura.trojmiasto.pl/Wartosciowy-ale-za-malo-otwarty-Podsumowanie-festiwalu-Solidarity-of-Arts-n41678.html
__________________________________________________________________________________

Ja dziękuję za życzenia, mam nadzieję, że się spełnią i jeszcze w tym roku uda się wystartować pracowicie i nie zasilać grupy bezrobotnych mgr. Tak mnie, jak i "mężowi". Oo, jakby Pani potrzebowała europeisty z doświadczeniem dyplomatycznym lub kognitywistki z doświadczeniem medialno-PR'owym, to jest takich dwoje... :) :wink:

Pani ostatni wpis w dzienniku taki trochę w rytmie kręcenia kogla-mogla ;) -> takie skojarzenie z historyjką opowiedzianą przez Panią Magdę na spotkaniu. O, właśnie - Spotkanie z MU w Lądku
Nawet jak Pani pisze, że dom pustoszeje, dzieci nie będzie w nim na co dzień i czytelnikowi robi się smutnawo, to szarlotka Mamy jakoś wraca wszystko do pionu. Ma się wrażenie, że w tym dużym, z wyobrażenia trochę pustym domu, i tak jest ciepło i rodzinnie... Super.
Zdjęcia zrobione przez Adama rewelacyjne. Wszyscy się rozpływają nad tym przy bramie, bo w istocie bardzo ładne, a ten kolor sukienki niesamowicie podkreśla Pani oczy, ale ja szczególnie ulubiłam to na tarasie, z futrzakami. Ciepłe, domowe, takie trochę z dawnych lat, a Pani na nim...jakby się czas zatrzymał, pięknie. Adam ma dobre oko.

Gratulacje z okazji OCH - przystanku i najlepsze życzenia na nowy sezon!

No i miało być krótko... Do zobaczenia niedługo na BB, zabieram tego Wyżej Wspomnianego.
Kłaniam się i pozdrawiam gorąco, bo w gorączce przed obroną,

N.
w szeregu biegniesz kilka lat,
a potem - jazda w boski sad!
Avatar użytkownika
nat
 
Posty: 3038
Dołączył(a): Cz, 22.01.2009 14:19
Lokalizacja: W-wa/Poznań

Re: prasa, media, prasa...

Postprzez Krystyna Janda Pt, 10.09.2010 09:38

Pozdrawiam Panią i Wyżej Wspomnianego
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja