Kochana Pani Krystyno,
dopiero dziś, na trzeci dzień po premierze „Białej Bluzki” jestem w stanie choć częściowo ubrać w słowa swoje wrażenia i przeżycia z tego niezapomnianego wieczoru.
Ten spektakl był absolutnie nieprawdopodobny!!!
Nie potrafię wciąż ogarnąć zmysłami i nazwać w żaden sposób niewiarygodnej atmosfery, jaka panowała w teatrze w ten piątkowy wieczór!
Jakkolwiek zabrzmi to banalnie, czy naiwnie, jestem przekonana, że wszyscy, i widzowie i artyści na scenie, operatorzy, reporterzy, twórcy spektaklu i sama Pani, znaleźliśmy się w innym wymiarze przez te parę godzin.
Czy to właśnie był ten wymiar życia, którego tak rzadko można doświadczyć, który udowadnia, że życie, choć kruche, czasami trudne i momentami nie do zniesienia, ma zawsze swój głęboki sens?
Tak naprawdę wszystko ma swoje znaczenie, każde działanie, każda nawet najbardziej niespodziewana chwila czemuś służy, i nic nie dzieje się przypadkiem.. Ten wieczór z „Białą bluzką” po raz kolejny utwierdził mnie, że inaczej być nie może..
Czym dla mnie była „Biała bluzka”?
Przede wszystkim wspomnieniem wczesnej młodości. Trudnej młodości, pełnej wyrzeczeń, bólu, może i czasami nieprzystosowania do rzeczywistości. Ciągłym gubieniem i wiecznymi próbami odnalezienia się w życiu.
Tak, jak mówiłam Pani chwilę po spektaklu we foyer.., doskonale do dziś pamiętam i nigdy nie zapomnę tamtych czasów. Byłam bardzo młoda, zbuntowana, z jednej strony silnie i samotnie walcząca o siebie i życie mojego małego dziecka, z drugiej strony nieuchronnie wpadająca w czarne dziury.
Pamiętam i kartki i słone masło w blokach, puste haki w sklepach mięsnych, papierosy z metra, piwo niepasteryzowane, w którym pływały płody myszy.. Zdobywane cudem nagrania, „Muzykę młodych” o 6 rano w radio, pierwsze kasety "stilonki", koncert Metallicy w katowickim "Spodku", o którym też Państwo piszecie w programie do spektaklu, a na który miałam zakaz pojechania! Pozostał tylko bilet, który podarowałam przyjaciołom, a potem oni mi go oddali na pamiątkę po koncercie..
(szkoda, że nie wiedziałam, że będzie o tym koncercie w programie, podesłałabym Pani zdjęcie biletu. Ale wysyłam teraz. O matko, co za wspomnienia...)
Pamiętam godzinne stanie w kolejkach po mleko w proszku dla dzieciaka, albo po przydział „Bobofrutów” czy pieluch tetrowych.. Już teraz nikt nikogo nie zawiesi w prawach ucznia, bo nie chciał pójść na pochód pierwszomajowy, bo ojciec działał w Solidarności, nie wyrzuci ze szkoły z powodu dziecka.. itd.. I wiele innych rzeczy, których już nie ma sensu teraz przywoływać, przecież sama Pani to doskonale zna..
Z dzisiejszej perspektywy wygląda to wszystko jak bajka i jak nieraz opowiadam o tym mojej dorosłej dziś córce, trudno jej w to uwierzyć..
Pani Krystyno,
była Pani w ten piątek tak natchniona na scenie, że to już chyba przerasta ramy najwyższej sztuki i artyzmu. To było po prostu zjawisko! I to nie tylko moje zdanie..
Nie mogę uwierzyć, że tak można w ogóle zagrać!!!
Nie, gra to nieodpowiednie słowo, to było coś dużo więcej..
Te wszystkie emocje, które narastały w Pani z minuty na minutę, wybuchając momentami z taką ekspresją, że aż powietrze wokół drżało, a w chwilę później łkając urywanymi, cichymi dźwiękami piosenek, to po prostu jest niewiarygodne!
Dotyka Pani czegoś.. nienazwanego, jakiejś wyższej świadomości będąc na scenie. A poziom Pani artyzmu wykracza już poza wszelkie zdefiniowane ramy sztuki..
To nie są zbyt wielkie słowa, jeżdżę bardzo dużo po różnych teatrach, oglądam na scenie wielu wspaniałych artystów, jestem też czasami świadkiem przekraczania granic ekspresji artystycznej.
Są nieraz takie momenty, gdy siedzę gdzieś na widowni w ciemności, patrzę na aktora na scenie i dostrzegam w nim coś więcej, jakby namacalnie czuję w wewnętrznym pojmowaniu jego emocje. Czasami jawią się one przez jakąś krótką chwilę, moment jak pewnego rodzaju aura wokół człowieka, widoczna metaforycznie w postrzeganiu pozazmysłowym.
W piątkowej „Białej bluzce” czułam i widziałam tę aurę wokół Pani prawie przez cały spektakl.
Po powrocie do hotelu, przeglądając parę zdjęć, które zrobiłam już na oklaskach, jedno mnie zatrzymało. Właściwie wciąż się waham, czy przesłać je Pani.. To był moment tuż po spektaklu, gdy na scenę zaczęli wchodzić pracownicy z kwiatami, współtwórcy spektaklu, a Pani stała w głębokim zamyśleniu, jeszcze "wychodząc z roli"..
Oczywiście wytłumaczenia takiego efektu na fotografii mogą być przeróżne. Sceptycy powiedzą, że to błąd aparatu albo fotografa, znawcy, że wina oświetlenia i tak dalej.. Ale "patrzeć" można nie tylko zmysłem wzroku, nieraz oczami duszy zobaczy się coś znacznie więcej.. Czyżby w tym jednym kadrze udało się zatrzymać tę aurę wokół Pani, o której dzisiaj tyle piszę? A może właśnie to był ten blask "Białej bluzki"?
Z całego serca i duszy.. dziękuję..
Ania Mrożek