przez M.C. Pt, 04.06.2010 06:48
Emigracyjne obchody Premiery Bialej Bluzki, czili kolejny nawias w tym uroczystym dniu.
Przez ulicę jedzie bryczka, /Bryczka zasadniczka, zaprzężona w dwa konie. Jeden biały, drugi brązowy, jak twoje koty sieroty/(Wtaczamy sie: jest gospodarz, Zdzis, mezczyzna jak wieza, oko zielone, przepasciste, w ruchach konska raczosc.)
Pchła w niej siedzi jak księżniczka. /Krótko ostrzyżona, z pięknymi nogami jak u klaczy/(Twoja Euglena Zielona)
Na ramionach pelerynka, /Dziś były ciasno zaplecione warkoczyki, lico wyszorowane szczotką, na szyi siemionówka/(Dziewczynki nie chcialy w tym chodzic, a chlopcom bylo wszystko jedno.)
Spod kapturka słodka minka, /Prokurator Tortura/(Popielata flanela, koc, was, nos, neseser.)
Parasolka mała w dłoni /Z każdego kurczątka wyrasta kiedyś kura, a tego nie cierpię najbardziej na świecie/(Dlaczego wlasciwie nie ma u nas zadnych gejsz?)
Przed słonecznym skwarem chroni. /Sama wiesz, jesteś jeż/(Ugotuj Mi jakis budyn, marze o cytrynowym budyniu.)
Pchła do sklepu wchodzi godnie. /Nie mogę z tą ślamazarnością wytrzymać, czuję straszny niepokój, wyskoczyłabym najchętniej przez okno/(O Chryste. Czuje sie jak wór fasoli.)
Chciałabym się ubrać modnie. /Włożyłam pończochy i zdjęłam z powrotem. Nylony z „Baltony”/(Przede wszystkim chodzi o buty, bo w tych, co masz, nie mozesz isc do urzedu ani do kosciola.)
Czy dostanę na sukienki /Z pieniędzmi sytuacja jest niejasna. Może odpłynęły do ciepłych krajów?/(Och, jak ja lubie takie stare pieniadze.)
Jakiś jedwab bardzo cienki? /W momencie kiedy wejdą zagraniczne kapitały, wypłyniemy na szerokie wody/(Kupimy ci zywe norki i futro ze Zdzisia.)
Skoczył kupiec i na ladzie /Czy pozwolisz, że będę Cię nazywała Koala?/("Jam nie królowa. Jam tylko dwunasta klacz z twojej stajni")
Najpiękniejsze wzory kładzie. /Jak ja was wszystkich nienawidzę! Za to, że nie umiecie kochać, że żyjecie jak stąd dotąd, że kłamiecie tak potwornie/(Ciemna masa. Gogolowska holota. Golota umyslowa i fzyczna.)
Wybór nader mam bogaty, /Ma pani całkowitą rację, jesteśmy wszyscy dorośli, i to jest, proszę pani, absurd, żeby nas traktować jak małe dzieci/(My nie z soli, tylko z roli. )
Oto modny jedwab w kwiaty /Do nóg łasiła się przyroda naszych pól i lasów/(Pól nocy jezdzilismy traktorem na zaoranym ugorze i rozmawialismy o tobie.)
Żółte, białe, morelowe, /Trzy gatunki whisky, sześć gatunków koniaków, żyto/(Kiedy skonczyly sie nam papierosy, ssalismy te trawki z zubrówki i kochalismy sie w bruzdzie jak kocieta.)
Modre, lila, purpurowe, /Ohydna czerwona mazia pokazała się na kapuście/(Och, Cesarzu, Zólty Cesarzu, gdziez sa nasze sloneczniki?)
Rezedowe i zielone, /Jestem tragik, ale magik/(Podre Ja to zaswiadczenie na drobne kawaleczki i otruje nim twojego kota.)
Srebrne, złote i czerwone. /Topole i topole, po sam horyzont/(Przyszlam do domu czysta i pachnaca, chcialam, zebys mnie pocalowala.)
Pchła Szachrajka przez dzień cały /Koledzy, kto ma fajki, ten pali, a kto nie ma, to proszę bardzo, ja częstuję/(Potem byl obiad z kompotem.)
Oglądała materiały, /Zaczęłam udawać nawróconą córę Koryntu, ponieważ miłam większą ochotę na gadanie niż na cokolwiek innego/(Prosze, wydaj taki okólnik, zeby ze Slowem Pisanym tak bylo jak z bimbrem: opatulic sie i koniec.)
Oglądała, wybierała.../Nie histeryzuj przez te kartki, opanuj się, jutro zrobię drugie podejście/(Jak przyjda ci ludzie z tygrysem, wyrzuc ich na zbity pysk.)
Wybór duży, a pchła mała! /Drzewa wysokie, przejrzyste. Ja sama wysoka, przejrzysta/(Boze ty mój, cóz to byl za widok, cóz to byl za indyk!)
Rzekła wrezcie: Wielka szkoda, /”Czy można zapalić?”, zapytałam grzecznie. Nic. Cisza/("tu pole i tam pole. Nic. Sciana.")
Nie dogadza mi ta moda, /Nie możesz chodzić bez dokumentów, zwłaszcza w nocy/(A idz ty.)
Może z czasem, do jesieni /Ja bym dla ciebie chciała zrobić coś przecudownego, coś super, pożar dusz na
wszechświatową skalę/(Tragedia narodowa w skali calej Australii; nie wiadomo skad zakrada sie sówka chojnówka.)
Wśród deseni coś się zmieni. /Trudna młodzież, niszczy odzież/(Udaja Amerykanki. Pala na ulicy.)
Choć nic w sklepie nie kupiła, /Chciałam sprawdzić w Twojej żółtej torbie, ale nie mogłam jej znaleźć/(Wypuscilam dzis na wolnosc dwa ptaszki i wcale nie musze jesc kaszki.)
Ale była bardzo miła, /Wiesz, że jesteś menda. Menda komenda/(Motornicza motorniczej nierówna.)
Więc ją kupiec wyprowadził /”Jesteś moim wszechświatem”, a potem „zdzwonimy się”/(Stroszymy sie, nawijamy, indyk sie puszy, ludzi sie zebralo jak na przystanku, a ekstrema stoi jak wól, kopnelam go w kostke, syknal, a Ja splywaj, gin ekstremo, jazda, zeby cie moje oczy nie widziay, a W. pragnie za nim w nogi gnac, ale tu znowu indyk tlumek i moje oczy przepiekne.)
I do bryczki grzecznie wsadził. /Nawet kiedy się puszczam, to ciebie nie opuszczam/(Ja sie szmace, zeby nie
pelzac. A ty? Chcesz zostac plazem?)
Gdy uprzątał materiały, /Drewniak koło mnie drewniaczył sie coraz bardziej/(Oj, Trepie, Trepie, sam nie wiesz, jaki dobry uczynek Mi uczyniles.)
Nagle ręce mu zadrżały, /Daj spokój, głupiątko. Rozejrzyj sie po świecie...Maleńki kieliszek wiśniówki, gorąca herbata i spać/(Bagam cie, obudz Mnie rano.)
Patrzy - znikły wszystkie kwiatki, /Zapamiętaj sobie, że Ja nie mam żadnej sprawki z wódką, nie mam i nie będę miała/(Zapuscilabym sobie nawet cos weselszego, ale po primo nie cierpie zastrzyków, po drugie przepadam za wlasnym towarzystwem i nie chcialabym odjechac zbyt daleko. )
A pozostał jedwab gładki. /Faszyści, wiecie, kto jesteście, faszyści!/(na górze mieszkal jeden emeryt, co kiedys pracowal w cyrku, i nie mógl sie odzwyczaic i po nocach tresowal szesc piesków, które strasznie nam tupaly po suficie, a w podwórzu mieszkal drugi emeryt z cyrku i tez nie mógl sie odzwyczaic i trzymal zywa niedzwiedzice w popsutej ciezarówce, ale któregos dnia ktos na niego doniósl, bo trzymanie niedzwiedzi bylo wówczas niedozwolone, i przyjechali z Urzedu, i zabrali calosc, a emeryt nie mógl sie przyzwyczaic i zaraz umarl)
Ta szachrajka, ta pchła mała, /Zgłoś zgubę na komendę!/(Pod sciana lodówka jak szafa. W lodówce-raj.)
Wszystkie kwiatki mi zabrała, /Tego już było dla Mnie za wiele, tego ode Mnie nie możesz wymagać, są pewne granice tolerancji/(O, nie. Nie dostaniecie ode mnie zadnych zaswiadczen w tej sprawie, boscie nas zranili, i to gleboko.)
Taką w smole warto upiec! /"Same dziwki i emerytki, tylko dziwki i emerytki"- Syczał pod nosem ten syfon/(Och, wy, och, ty, och i ty, Kristesso, jak ja was wszystkich nienawidze!)
Zrozpaczony jęknął kupiec. /Czy pisze się „wykształcenie niepełne średnie” czy „wykształcenie częściowo średnie”?/(Zgadlabys? Zgadlabys, bo jestes madrala.)
A ulicą jedzie bryczka, /W poszukiwaniu ciekawej pracy wałęsam się tedy po mieście/(Skonczylo sie z Arabem ktory okazal sie Chinczykiem)
Pchła w niej siedzi jak księżniczka. /Ciężki miałam dzień. Cholernie ciężki/(Gdybym umarla, rozdaj moje brylanty biednym.)
Staje wreszcie koło domu /Na rogu jest sklep z hawańskimi cygarami, których chwilowo nie ma, tylko są enerdowskie budziki/(I campari, i brandy jakies himalajskie podejrzane, przede wszystkim whisky, jeszcze ciepla.)
I nie mówiąc nic nikomu /To jest zamknięty okres mojego życia, nie wracajmy do tego/ (Ja ci radze, lepiej sie ubezpiecz na zycie w Madrycie!)
W ulubionym swym ogródku /Mamusia opowiadała przy brydżu, że mieć dzieci to jest cudowna sprawa, ale nie teraz, tylko w dawnych czasach, kiedy się miało służbę/(Wola psa wielkiego jak krowa, wskakuja jedno na drugie i zaczynajasie ujezdzac.)
Sadzi kwiatki po cichutku: /A idźcie do diabła, tchórze, idźcie, bawcie się w swoje nowe życie. Bawcie się, ale beze mnie/(Pijemy. Kto moze, wczolguje sie pod stól do rezysera.)
Żółte, białe, morelowe, /Suche słowa mi się sypią, sypkie, oddzielne/(Sa dwa ciekawe ogloszenia: "Do pieczarkarni kobiete" i "Zatrudnie kobiety w ogrodnictwie.")
Modre, lila, purpurowe, /A lubię słowa lepkie, kleiste, nawet za kleiste/(Wiec mysl jak strzyga smiga: wyprawa na czarny rynek.)
Rezedowe i zielone, /Najpierw kakao, potem Makao/(Nie masz pojecia, jak to milutko obudzic sie rano i
zastac na stole zimne kakao pelne obrzydliwych kozuchów.)
Srebrne, złote i czerwone. /Ikona inkrustowana przez gruzińskie bliźniaczki z naszej paczki/(Dajze Mi spokój z ta wycinanka lowicka, wiesz, ze nie cierpie pasków, pasiaków, pawiaków, zreszta krat, kratek tez nie. Zadnych wzorków.)
Pomalutku sadzi kwiatki /Może Ja byłam czasem nerwowa, może potrafiłam się spóźnić, ale niekompetentna? Ja??/Nerwowa proza. Koza u parowoza, neuroza.)
Cyklameny, róże, bratki, /Wszak kiedyś niebo nasze pełne było miłych potworów, dynozaurów i pterogreków, które tylko dlatego wyginęły, że nie miały na to wszystko siły/(Jezu Chryste, indyk cudowny, przebogaty, kunsztowny, na martwym swym bracie, na martwych swych braciach i siostrach, oskubanych juz, pietrzy sie, trwa jak pomnik, w przerazeniu strasznym i w strasznej godnosci i pieknosci!)
Malwy, niezapominajki.../Pierwsza setka smakowała potem jak napar z leśnych fiołków/(Spytalam Nieznanego Zolnierza, czy nie ma ognia. Mial.)
Ślicznie jest u Pchły Szachrajki! /Prawda, jaka jestem śmieszna?... Proszę upierz mi Białą Bluzkę.../(Jezeli
mozesz, zrób Mi szczawiowa zupe.)
Jan Brzechwa + /Agnieszka Osiecka, "Biala Bluzka". Nozyczkami ciachala Sciana/+(Emcia, kompletnie zaczadzona tekstem. Od razu wyznaje, ze nie wiem co MU wykresla a co nie, bo przeciez KJ nie wyjezdza z caloscia opowiadania w OCHu, ne? A szkoda....)
Ostatnio edytowano Pn, 07.06.2010 17:14 przez
M.C., łącznie edytowano 1 raz