Babka wyrosla pieknie, tylko z jednej strony troche bardziej. Nic to, jak ja wyjme na talerz, to troche przyklepie. W ogole, ale to WOGOLE sie nie przejmuje. Postanowilam zyc tak, jakby mi zostalo pol roku zycia w kuchni. (
Zenia, wybacz, ale po tym jak zobaczylam koszyczek JOSSEFIN w Przepisach kulinarnych, to chyba nigdy przenigdy nie wkleje na forum zadnego swojego wypieku.)
Sprawy zalegle, cd.
Emcia, na
Avatar poszlam sama, tak wyszlo. Ale OK, bo czasami lubie wyskoczyc na samotna kawke czy film. No rzeczywiscie widowisko, ale jakies przeslanie tez ma. Poznalam po reakcji widzow na koniec. Siedzieli w zupelnej ciszy, wbici w fotele, ciagle w okularach, ruszyli sie, jak juz tylko literki zostaly na ekranie. Przeslanie moze takie: dobro zawsze zwyciezy, nawet jak zlych sto razy wiecej i tysiac razy lepiej uzbrojeni. Obok mnie dwoch panow, przedzielaly nas pojedyncze puste krzesla. Wygladali jak ojciec i syn, oryginal i kopia. Blizej mnie starszy, tak z 65+. Ludzie, jak on przezywal! A jak sie ucieszyl, kiedy najgorszy zly zginal.
Byl juz czas na ciebie! Po wyjsciu z sali szli przez chwile przede mna, komentujac widowisko. Ale nie skrecili do wyjscia, tylko buch! do sali obok, gdzie juz lecial jakis inny film. Kinomani jak nic.
Za mna biwaki dzieci. Piotrek byl w Torquay, miescince na samym poczatku Great Ocean Road slynnacej z surfowych plaz. Bells Beach to pewnie znaja wszyscy prawdziwi surfisci, bo sa tam dla nich organizowane zawody miedzynarodowe. Poza tym w Torquay maja swoje siedziby firmy produkujace deski do plywania, stroje, kombinezony itp. Najbardziej chyba znana to Rip Curl. Do tego szkolki surfowania, plywania itp.
W programie biwaku Piotrka nauka surfowania na kajaku i plywania na desce (
bodyboarding). No i dla mnie juz wystarczy, szczegolnie ten kajak na morzu robi na wyobraznie. Wiecie co? Szkola Piotrka to coraz bardziej szkola przetrwania dla matek-kur. Bo Stary to sobie wazy lekce, no w kazdym razie prezentuje jakies inne podejscie do zagadnienia. Tuz przed biwakiem, na robocie w przerwie sacze kawke i robie prasowke. A tam w srodku artykul o rekinach. Ze w wodach wokol Wiktorii widziano ich od listopada 12. (Z newsa nie moglam wywnioskowac, czy to ciagle ten sam rekin, czy kilka, a moze 12 roznych.) Dalej lista miejsc, gdzie krazyl/y. Prosze bardzo – w styczniu byl w Torquay. No i po kawce. Po powrocie do domu relacja z prasowki i powazna rozmowa.
- Piotrek, ja cie prosze, blagam, nie odplywaj daleko od brzegu, nie szalej, nie szarzuj... Obiecaj, przysiegnij, ze nie bedziesz.
- A najlepiej w ogole nie wychodz z autobusu. (Piotrek: „Hihihihiiiiii...”) Marysia, przeciez on dobrze plywa, zreszta tam straznikow, ratownikow wiecej niz fal...
- Stary, kurcze, przestan! Niedawno chlopak, tez dobry plywak, utopil sie na biwaku w wiekszym bajorze, na oczach nauczycieli i kolegow.
(Wyobrazcie sobie: oboz integracyjny dla siodmoklasistow, pierwsza klasa szkoly sredniej. Dzieci byly w szoku, nauczyciele zrozpaczeni, po tragedii, w nocy wszyscy wrocili do Melbourne.)
- OK, mama, bede uwazal.
- No i o to chodzi.
Wrocil szczesliwy.
- Bylo tak fajnie! ... Plywalem z Chrisem. .... A najfajniej jak wplywalismy w fale. .... Ponad 50 metrow od brzegu. .... Mama, ale bylo plytko!
A Ola miala normalny, poczciwy biwak – nad jeziorem pod namiotem. Zbudowaly tratwe, nawet na nia wszystkie weszly. Ale zaraz trzeba bylo zejsc, zeby ja odepchnac. I wtedy tratwa wybuchla, jak to okreslila Ola, tak ze z plywania nici.
Ola, moze to i dobrze. Wrocila taka zmeczona, ze nawet nie miala sily, zeby sie wyalienowac. Co tam! Nawet na piatkowe tance nie poszla, przed dziewiata buch! do lozka.
Sama radosc o poranku w nadjeziornej mgle.