tęsknota

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

tęsknota

Postprzez Magnolia Śr, 09.12.2009 21:57

Kochana Pani Krysiu,

W zasadzie myślę teraz o dwóch sprawach... dwie są przyczynkiem mych dzisiejszych do Pani słów.

1. Dziennik

- czekam z utęsknieniem na otwarcie OCH-SCENY
- kaszel o kota? przeziębił się? wiewiór?
- Wassa dziwnie... w ogóle dla mnie jest to sztuka intrygująca, tajemnicą jest dopiero to, jak Pani to opowie :wink:
- nie zdawałam sobie sprawy, że to takie zamieszanie długotrwałe... kasowo-obuscenowe.. myślałam, że szybciej pójdzie.. widocznie to nie takie proste...
- UCHO.. (o nim jeszcze poniżej napiszę..)
- spektakl Teatru TV w marcu? świetnie! w sam raz na prezent imieninowy :wink:
- stos rośnie? życzę by zawartość była interesująca oraz inspirująca
- proszę przekazać córce ukłony, jestem pewna, że 16-ego stycznia Ochowe wnętrza oczarują mnie.. (przy okazji wspomnę, że bardzo mnie cieszy fakt, że Pani Marysia jednak opuści na chwilę Grójecką... 21-ego planuję bowiem po raz drugi zobaczyć DOWÓD, który jest dla mnie spektaklem genialnym..)
- cieszy mnie każde dla Państwa wsparcie
- uroczystości.. Lubi je Pani?
- aukcje... pomoc... oby jak najwięcej!
- małość innych... no comments
-
Mój charakter coraz gorszy. Ale nie zamierzam temu zapobiegać.
Obawiam się, że i ja mogłabym się pod tym zdaniem podpisać...
- zawsze zazdrościłam, że Pani zna repertuar na cały rok, a ja na 1, góra 2 miesiące naprzód :D
- Rozumiem Pani troski i zmartwienia... ALE PROSZĘ ODDYCHAĆ, NAJLEPIEJ GŁĘBOKO! :) Zapewniam, że... się uda, a publiczność dopisze!
-
Liczę na siebie.
Proszę pamiętać jeszcze o SWOJEJ PUBLICZNOŚCI! Jako jego cząstka wspieram jak potrafię!

Dziękuję za ten dzisiejszy wpis, na sercu od razu robi się przyjemnie.. Kiedyś Pani "słowo" stało się przyczynkiem do zajrzenia na "www. kj. com", do "tej znajomości"... Teraz zrozumiałam, że ja czekam.. na każdy zapis..., na ten jak ja to sobie nazywam "świat w oczach KJ".

2. UCHO w Lesznie

Natomiast nie ma go, mojego ulubionego spektaklu, nie ma chwilowo w Warszawie...

Bardzo za nim, za Tonką, tęsknię... :oops:

Obrazek

Więc poszperałam... pewnie to Pani zna, ale takie wspomnienie:
-----------------------------------------------------------------------------------
Obrazek Nr 11 03-21-2006

Obrazek

JANDA W NOWYM JORKU

„Nazywam się Tonka, z domu Babić. Nie mogę spać”- tym wyznaniem Krystyna Janda rozpoczyna swój najnowszy monodram - „Ucho, gardło, nóż”.
Ten wstrząsający spektakl to zwierzenia zbolałej, doświadczonej życiem i samotnej kobiety. Sztuka oparta jest na autobiograficznej książce Chorwatki, Vedrany Rudan. To rzeka wulgaryzmów poprzeplatanych wspomnieniami z życia. Życia kobiety w czasie wojny domowej w byłej Jugosławii, pełnego ludzkich dramatów i osobistych porażek.
Ubrana w jedwabną podomkę, poczochrana, zmęczona, cierpiąca na bezsenność Tonka, całymi nocami siedzi na kanapie i ogląda telewizję bez dźwięku. Wystarczy, że patrzy na obrazy w srebrnym ekranie, by te wywoływały w niej dramatyczne wspomnienia z dzieciństwa, małżeństwa, wojny…
Krzyczy, płacze, złorzeczy i rzuca k****, ale na szczęście rola Tonki grana jest przez tak doskonałą aktorkę, jaką jest Janda, dowcipną i bystrą, potrafiącą dozować emocje i spojrzeć z dystansem na swoją bohaterkę. Janda – aktorka, nawiązuje kontakt z publicznością i od tej chwili stajemy się powiernikami Tonki i jej najskrytszych tajemnic. Mówi o sprawach, które są wstydliwe, trudne i raczej pomijane milczeniem na publicznym forum. Dzieli się opiniami o innych, komentuje oglądane w telewizji wydarzenia oraz te, które wracają jak bumerang. Jej długie monologi tną jak nóż w naszych sumieniach i zmuszają do refleksji także o nas samych. ,„Historie opowiadane przez Tonkę w ustach Jandy stają się dowcipne i wzruszające, a wulgaryzmy prawie niesłyszalne”- pisze w „Życiu Warszawy” Iza Natasza Czapska.
Na początku bohaterka zawstydza swoją szczerością. Widownia co chwilę wybucha nerwowym śmiechem, często zupełnie niestosownie. Tak jakby ludzie bronili się przed bolesnymi wyznaniami tej 50-kilkuletniej, nieszczęśliwej kobiety. Jakby bali się jej prawdy. I nic w tym dziwnego, bowiem opowieść Tonki pełna jest cierpienia, łez, upokorzeń. Odsłania przed nami inne oblicze wojny, najczęściej pomijane w pompatycznych przemowach naszych przywódców, którzy bez mrugnięcia okiem ciągną swoje narody na śmierć.
Napisałam „Ucho, gardło, nóż", gdy wybuchła wojna na Bałkanach jako autoterapię - by nie strzelić sobie w łeb - mówi Vedrana Rudan.
Tonka mówi o potwornych, nieludzkich wyborach, wobec których staje ona i jej bliscy podczas wojny. Żołnierze walczący na froncie, ale i pozostające w domach kobiety - oni i one zhańbieni, złamani, z podkulonymi ogonami. Wojna oczami Tonki odbiera człowiekowi ludzką twarz - współczucie, godność, troskę. Ona sama, cyniczna, wściekła, opluwa wszystkich naokoło, oskarża o swój ból matkę, mężczyzn, przyjaciółkę, rządy, by w końcu, obrócić się przeciw sobie i ze zwieszoną głową, w rozpaczy, przyznać się do swoich własnych okrucieństw. Nikt nie jest bez winy, wszyscy ponosimy odpowiedzialność za zło tego świata.
„No one wins, it’s a war of men”- Neil Young.
Premiera i zarazem jedyny spektakl „Ucho, gardło i nóż” odbyły się w Sali Tribeca Performing Arts Center na Manhattanie.
Kasia Ruszkowska

WYWIAD TYGODNIA

Kobieta odważna


Obrazek

Z aktorką Krystyną Jandą rozmawiała Kasia Ruszkowska z „Tygodnika Polonijnego”.
Czy występowała Pani już wcześniej w Stanach Zjednoczonych? Jaka jest publiczność polonijna? Czy jako aktorka teatralna wyczuwa Pani różnice w odbiorze?
O, tak. W Stanach Zjednoczonych występowałam już wielokrotnie. Byłam z wieloma moimi rolami i monodramami m.in. z „Białą bluzką”, z „Kobietą zawiedzioną”, „Mężem i żoną” i z „Kto się boi Wirginii Woolf”. Ze sztuką „Shirley Valentine” byłam nawet wielokrotnie. Zresztą gram ją nieprzerwanie od 15 lat.
Lubię publiczność polonijną, bo jest niezależna, nieprzejednana. Chodzi na spektakl na swoich ulubieńców, mając do nich zaufanie. Wiem też, że niektóre tytuły, nazwijmy je bardziej wymagającymi, lepiej jest prezentować w Nowym Jorku, inne z kolei będą miały większe powodzenie w Chicago. Wydaje mi się, że nowojorska publiczność polonijna jest bardziej wybredna i woli trudniejsze sztuki.
Założyła Pani własny teatr „Polonia”. Skąd ten pomysł? Czy mało jest scen teatralnych w Warszawie?
Scen teatralnych jest w Polsce dużo, ale wszystkie są państwowe i działają na dawnych zasadach. Od dawna, tj. od czasu naszych zmian ustrojowych krzyczałam, że trzeba też zrobić reformę organizacyjną teatrów w Polsce. No więc ją robię. A poza tym od pewnego czasu myślałam o własnym miejscu, gdzie będę mogła produkować i prezentować tytuły i tematy według własnego gustu i wyczucia, bardziej niezależnie. Jeśli chodzi o mój ostatni spektakl „Ucho, gardło, nóż” Vedrany Rudan, wydaje mi się, że nie pozwoliłby mi tego zagrać żaden z teatrów warszawskich. Dyrektorzy woleliby nie ryzykować i nie podpisywać tak kontrowersyjnego tekstu.
Czy własna scena wymaga wielkich poświęceń?
Właściwie nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Postawiłam wszystko na jedną kartę, zaczynając od spraw trywialnych. Włożyliśmy z mężem w to
„utopijne marzenie” tak je jednak nazwijmy, wszystkie oszczędności życia. Sprzedaliśmy dom warszawski i pracujemy teraz oboje od świtu do świtu, a i tak, na razie otwarcie dużej sceny jest marzeniem. Oddałam temu miejscu wszystko, także poza walorami materialnymi, mój talent, dorobek, nazwisko, autorytet. Wszystko. Z małej sceny, na której gramy od trzech miesięcy, nie da się utrzymać tego teatru, a już na pewno nie da się go dalej remontować. W tej chwili trudno nawet mówić o pokryciu kosztów stałych i o nowych produkcjach. Zakładam zresztą ambitny repertuar. Jeśli mi się nie uda, wynajmę komuś scenę. Będą tu grać same farsy i na pewno im się uda, dzięki temu koszty inwestycji się zwrócą. Ja jednak na razie nie chcę kapitulować. Dałam sobie dwa lata na tę wielką próbę.
Proszę opowiedzieć w kilku słowach o programie artystycznym „Polonii”.
Małą scenę nazwałam „Fioletowe pończochy”, tak jak ruch feministyczny w początkach wieku, i oczywiście zajmujemy się na tej scenie kobietami, kobiecymi historiami, literaturą pisaną przez kobiety. Cykl ten nazywa się „Kobiety z Europy”, z nowej Europy i obejmuje dziesięć tytułów. Wydaje się, że jest to wyrazisty kierunek. Temat, którego brakowało. Za chwilę odbędzie się czwarta premiera i sala jest zawsze pełna. Często gramy dwa razy dziennie, szczególnie tytuły komediowe. Repertuar na dużej scenie, który już też mam skomponowany, byłby bardzo różnorodny. Chciałabym zacząć „Bogiem” Woody Allena. Kupiłam też dwa tytuły komediowe grane w tej chwili z powodzeniem na świecie. Planujemy „Radosne dni” Becketta i nowy polski tytuł. Jak widać plany są duże, a repertuar komponowany z myślą o zróżnicowanej publiczności, o różnych wymaganiach i gustach. Dodatkowo od dziesięciu lat dość dużo reżyseruję.

Czym się Pani kieruje przy doborze repertuaru?
Tym samym czym kierowałam się zawsze, od trzydziestu lat. Zawsze zależało mi na prawdziwym dialogu z publicznością - wartościowym i radosnym. Pierwsza zasada jaką się zawsze kierowałam to taka, że to ja jestem dla publiczności, a nie publiczność dla mnie. Oczywiście jest to przyjaźń nie na warunkach dyktowanych przez publiczność. Nigdy nie kazałam się podziwiać. Nie pouczałam swojej publiczności, ani też nie podlizywałam się jej. Podstawą jest wzajemny szacunek i chęć spotkania.

Dlaczego Tonka Babić? Co takiego poruszyło Panią w jej historii?
Od dawna czekałam na współczesny, gorący tekst o świecie, w którym przyszło nam żyć i o nas samych. O kobietach także. Ten tekst mnie zelektryzował. Wdzięczna jestem także publiczności za te wieczory. Śmiejemy się, płaczemy, nienawidzimy, protestujemy razem, a bohaterka nie jest głupsza od nas wszystkich. To prawdziwa ulga.
Pani Krystyno - własna scena, wolność, niezależność, sukcesy…Czy ma Pani jeszcze jakieś marzenia?
Marzę o tym, aby doprowadzić do zbudowania dużej sceny. Bo inaczej się „przewrócimy” i nie dotrwamy nawet do końca roku. Nie mamy dotacji, musimy się utrzymać i produkować nowe rzeczy z pieniędzy za bilety, a to przy tak małej sali jaką w tej chwili dysponujemy, nie jest takie proste. Moim marzeniem jest więc zbudowanie sali głównej i zakończenie remontu.
Gratuluję i życzę Pani z całego serca spełnienia marzeń i dalszych sukcesów.
--------------------------------------------------------------------------------------------

Życzę wyjątkowo udanego Leszna..
szkoda, że to taki szmat drogi stąd i na dodatek w środku tygodnia...

Ściskam, czekam, pozdrawiam.

Obrazek

PS. Wcześniej nie myślałam o styczniowej Shirley, bo..., ale dziś mi się zachciało... ale niestety chciałaby dusza do raju... wiadomo, że bilety WYPRZEDANE :cry: :cry: Wiec oczekuje cudu.
A póki co wypełniłam sobie przyszły tydzień odpowiednio: poniedziałek - KARAOKE, środa - SZCZĘŚLIWE DNI, sobota - DANCING..
Pozdrawiam najserdeczniej,
Klaudia

----------------------------------------------------
Magnoliaplace.tumblr.com
Avatar użytkownika
Magnolia
 
Posty: 3722
Dołączył(a): Wt, 01.03.2005 17:25
Lokalizacja: Mio Destino

Re: tęsknota

Postprzez Krystyna Janda Śr, 09.12.2009 23:15

Dziekuje. Ja podobno w poniedziałek w Karaoke mam śpiewać>..ciekawe. No zobaczymy. Do zobaczenia.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja