mój sens..

Tutaj kierujcie pytania do mnie, na które postaram się odpowiedzieć w miarę możliwości.

mój sens..

Postprzez ania1323 Wt, 11.08.2009 11:33

Pani Krystyno,

w uzupełnieniu mojego poprzedniego listu o „Hipnozie”, po przeczytaniu dzisiejszego dziennika, chciałam Pani tyko powiedzieć kilka słów.

Pisze Pani o poczuciu sensu..
Jeszcze parę miesięcy temu moje życie było jałowe, bezbarwne, żyłam z dnia na dzień. Nie miałam wielkich planów, marzeń, aspiracji, codziennie wykonywałam tylko to co do mnie należało. Żyłam jakby obok, powodowana poczuciem odpowiedzialności za rodzinę, córkę, zobowiązania finansowe, za ludzi którzy ze mną pracują i tych, dla których pracuję.
Myślę, że po tylu latach ciężkich doświadczeń życiowych, krętej drogi zawodowej, gdzie niemal każdą budowaną przeze mnie rzecz, czy to w sferze zawodowej czy prywatnej, próbowano burzyć, obalić, podważyć… Gdzie skrzydła, podcinane tak wiele razy, lecz wciąż tkwiące w przygarbionych plecach.. Wszystko to spowodowało, że zaczęłam budować na sobie skorupę „pozorności” życia. Wrażliwość schowałam głęboko na dnie w sercu i nie pozwalałam jej wychodzić na światło dzienne, przez wiele lat.
Czy osiągnęłam sukces?
Chyba tak, zrealizowałam, a nawet przekroczyłam swoje cele i zamierzenia sprzed ponad 20 lat. Znalazłam się dokładnie w tym miejscu, w którym chciałam i.. musiałam się znaleźć, planując swoje życie przed laty. Pozornie wszystko było ok., powinnam być dumna z siebie i.. byłam. Do tego, opanowałam niemal do perfekcji zdolność natychmiastowej samoregeneracji i unikania za wszelką cenę głębszych wzruszeń, aby czasem nie pękła tak misternie budowana skorupa. Straciłam tylko jedną rzecz, poczucie sensu..

Gdy, wskutek zbiegu wielu okoliczności, poznałam Panią i teatr, wszystko to, co wokół siebie stworzyłam zaczęło powoli pękać. Nie była to łatwa droga, zresztą do dzisiaj nie jest. Musiałam zmierzyć się ponownie z własnymi emocjami, z przeszłością, już nie zliczę ile wylałam łez, ile razy na początku zawracałam z drogi do Warszawy, a po kilku kilometrach z drżeniem znów kierowałam się do Polonii. I jak bardzo bronił się mój organizm, jak silne to były emocje. Jak bardzo wszystkie te spektakle, które zobaczyłam zespoliły się z moimi przeżyciami, moimi losami. Po każdym spotkaniu z Panią, ten „beckettowski kopiec” rozsypywał się coraz silniej, choć to było dla mnie najbardziej bolesne doświadczenie od lat. Ten proces wciąż trwa, ale dziś już jestem innym człowiekiem.

Wiele osób z mojego bliskiego otoczenia nie może wyjść ze zdumienia. Pytają mnie, po co to robię? Dlaczego jeżdżę taki szmat drogi na jakieś przedstawienia? Co mi to daje? Co takiego Pani mi daje?
Odpowiadam: Bo właśnie tam odnajduję sens moich codziennych dni.. i choćbym miała jechać z drugiego końca świata, to warto..

Zaczynam wreszcie być prawdziwą sobą, choć nadal tkwię w wielu rolach społecznych, zawodowych, ale już dzisiaj podchodzę do tego zupełnie inaczej. Zaczęłam nawiązywać kontakt z moją chorą matką, o której kiedyś Pani pisałam. To właśnie poprzez sztukę, teatr, film, poprzez Pani role i moje wzruszenie po „spotkaniach” z Panią, udaje mi się coraz częściej „przeciągać” ją na naszą stronę. Wracam do starych płyt, książek, które od lat leżały pokryte kurzem na półkach, bo za wiele przypominały, za bardzo kiedyś bolały..
Zmieniło się bardzo dużo, to prawdziwa przepaść między tym, kim jestem dzisiaj, a tym, kim byłam jeszcze nie tak dawno. I może to zabrzmi zbyt patetycznie i wzniośle, ale to prawda, to dzięki Pani odzyskuję na nowo sens mojego istnienia. Dziś już chce mi się żyć, chce mi się inaczej żyć niż do tej pory
i wiem, że warto i że nie jest jeszcze za późno..


Pani Krystyno, jestem tylko jednym, pojedynczym istnieniem. Tu, na tej stronie, ale również wśród całej masy Pani wielbicieli, zwolenników Pani twórczości i tego jakim Pani jest człowiekiem, jest mnóstwo osób, dla których podobnie jak dla mnie „związek” z Panią jest czymś więcej, niż tylko obcowaniem z prawdziwą sztuką. I tego nie da się w żaden sposób wycenić i żadną miarą objąć.
Całą resztę, małość niektórych ludzi, instytucji, absurdalność spraw, przepisów, bariery pozornie nie do przejścia, wcześniej czy później pokona się ciężką pracą i wiarą. Nieustępliwością, konsekwencją działania, przy wsparciu życzliwych ludzi, przyjaciół i wiernej publiczności. Pani przecież o tym wie najlepiej, a i ja tą "mądrość" też niestety już dawno pojęłam..


Dziękuję za odzyskane poczucie sensu.., za wszystko.
Z radością już niedługo będę odwiedzać obydwie sceny i będę Panią wspierać, jak tylko potrafię i kochać coraz bardziej, niezależnie w ilu rolach jeszcze uda mi się Panią zobaczyć. Te, które są we mnie, pozostaną na zawsze. Dziękuję..
Jeśli Bóg istnieje, wieczorami przechadza się po teatrze..
Avatar użytkownika
ania1323
 
Posty: 4381
Dołączył(a): Śr, 29.04.2009 21:05

Re: mój sens..

Postprzez Krystyna Janda Wt, 11.08.2009 21:54

Bardzo Pani dziekuję za ten list.
Avatar użytkownika
Krystyna Janda
Właściciel
 
Posty: 18996
Dołączył(a): So, 14.02.2004 11:52
Lokalizacja: Milanówek


Powrót do Korespondencja