Pani Krystyno,
nie pisałam czas jakiś, nie chciałam zawracać Pani głowy.
Jednak chciałabym podzielić się z Panią pewnym doświadczeniem.
11-14 czerwca pojechałam do Krakowa. Celem miała być Noc Teatrów, niestety na bilety nie było szans jako, że wydawano je kilka dni przed spektaklem, obejrzałam jeden kabaret na rynku i na tym się skończyło, ponieważ noc była wyjątkowo zimna. Proszę wybaczyć mi ten wstęp, przechodzę do meritum.
Wypad teatralny (choć obejrzałam dwa spektakle) zamienił się w wyjazd historyczny.
Pojechałam bowiem do Oświęcimia. Dlaczego? Dlaczego ludzie chcą oglądać takie miejsca?
Byłam zniesmaczona jednostkami fotografującymi się na tle obozu...
Sama byłam wstrząśnięta. Przecież to wszystko wiadomo, jak to było, jak wyglądało, ze słyszenia, ze szkoły, z książek...
Jednak stąpać po ziemi nasiąkniętej ludzką krwią... paraliżujące...
Choć w zasadzie chodząc na przykład po Warszawie można by odczuwać podobnie.
A jednak... Warszawa już wygląda inaczej, ludzie tam żyją, pracują, mieszkają, jest wielka i silna...
Człowiek tak o tym nie myśli...
Dlaczego młodych ludzi nie interesuje historia Polski?
Jeszcze nasze pokolenie - lata 80te... to przecież nasi Dziadkowie żyli w tych czasach!
Nie chodzi już nawet o historię samej Polski, ale Rodziny.
Mnie jest wstyd, że jako Polka wiem wciąż tak niewiele.
Nie chcę Pani dłużej zanudzać swoimi przemyśleniami
Chciałabym jednak aby przeczytała Pani wiersz, który napisałam po wizycie w Oświęcimiu.
Jestem ciekawa Pani odczuć
liczby
liczby ogromne
ilości
hektary litry miliony
gabloty przepastne
pamięci
ludzi odludzonych
przez ludzi nieludzi
bezimiennych bezkształtnych
bez życia za życia
bez miejsca po śmierci
za nację za imię za język
a nam wolnym
stopy ich krew dziś obmywa