Kochana Pani Krystyno,
przed południem przeczytałam kolejną korespondencję na stronie – Pałac Poznańskiego w Łodzi „Piosenki
z Teatru” godzina 21.00.., spojrzałam na zegarek, zostało parę godzin, zdążę..
Pospiesznie spakowałam mapę, dokumenty i kluczyki, aparat z zapasem baterii, paczkę papierosów..
I zostawiłam mój mały świat, z wypitą do połowy kawą, za zamkniętymi drzwiami. Wyruszyłam w kolejną, trzecią już podróż na spotkanie z Panią, dziś przystanek - Łódź.
Na miejscu byłam już po 18.00, kilkugodzinna droga minęła nadspodziewanie szybko. Na terenie „Manufaktury” mnóstwo ludzi, na scenie muzycy grają „Skrzypka na dachu”, rodziny z dziećmi, samotni, zakochani, starsi i młodsi, knajpki tętnią życiem..
W tym zgiełku znalazłam w końcu bramę do „tajemniczego ogrodu”, gdzie wieczorem miało odbyć się wyjątkowe przedstawienie. Usiadłam na ławce niedaleko sceny, chłonąc widok stylowej architektury i rzeźb wśród zieleni. Nie było jeszcze prawie nikogo z widzów..
Na kameralnej scenie muzycy stroili instrumenty, technicy sprawdzali nagłośnienie, organizatorzy upewniali się czy wszystko jest w porządku. Po chwili niespodziewanie na scenę weszła Pani, znieruchomiałam z papierosem w ręku na ławce..
Miałam wrażenie, że nagle zaświeciło słońce, pozytywne fluidy i szczery śmiech wypełniły nagle to miejsce niesamowitą energią. Rozbrzmiała muzyka i pierwsze słowa piosenek, próba dźwięku i przestrzeni.. „wdech.., wydech, wdech.., wydech..” - Pani humor udzielał się muzykom.
„A ty wiesz ilu ludzi dzisiaj będzie? Może nikt nie przyjdzie?.. - zaśmiałam się wraz z Panią i innymi..
słuchałam wzruszona początków utworów, a oczy nie dowierzały skąd w Pani tyle swobody, lekkości, ogromnego poczucia humoru, dystansu, emanującej osobowości.. jakby scena czekała tylko na rozświetlenie jej przez "swoją Panią".
Patrzyłam i słuchałam z oddali, nasycając się tą chwilą którą niespodziewanie dał mi los, mój mały osobisty koncert..
Przed 20.00 ludzie zaczęli się pomału schodzić, a zewsząd dobiegały mnie urywki rozmów..
- Będzie super, Kryśka zawsze jest świetna!
- Te krzesła są ustawione jak w Polonii, czuję się jak u niej w Teatrze..
- I znów będę ryczeć jak wariatka!
- A te anegdoty, które opowiada powalają mnie z nóg..
- Chodź, poszukamy miejsca.. - Ja tam mogę stać gdziekolwiek, byleby ją słyszeć
- Zastanawiam się jak ona to robi, że myślę że wcale nie gra?
- Masz chusteczki?
- Mamo zobaczysz, uniesiesz się do góry.. – Tak, a ty pewnie spadniesz z krzesła!
- Zajmij sześć miejsc po prawej, poproś, może ta Pani położy parasol..
- Zaraz doniesiemy proszę Państwa krzesła!
- Już nie mogę się doczekać, zaraz oszaleję!
- Na ostatnim koncercie babka przede mną miała twarz zalaną łzami..
- Ty nic nie rozumiesz, taka miłość normalnie się nie zdarza..
- Najbardziej lubię ten moment jak muzycy już są na scenie, a ja słyszę jak Ona idzie i stuka obcasami.
Tu pewnie tego nie usłyszysz, ale wyobraź sobie..
- Czy to miejsce obok Pani jest wolne?
- Cicho, zaraz się zacznie..
Zanim zaczęła Pani śpiewać słychać było w tle jeszcze odgłosy innego koncertu, ale gdy popłynęły pierwsze takty muzyki, świat na zewnątrz dosłownie przestał istnieć. Zamknął się nad nami, szczelnie oddzielając od reszty rzeczywistości. Jakby ktoś lub coś przeniosło to miejsce w inny wymiar, do oazy czystej, jak to Pani określiła „higienicznej” sztuki.
Spojrzałam na twarze ludzi.., tylu wzruszeń, nadziei, emocji, radości, szczęścia nie namalowałby żaden malarz. Miałam wrażenie, że wszyscy zachowują się jak żywe marionetki, na przemian wybuchali śmiechem albo popadali w zadumę i wzruszenie.
"..każdy z was chciałby artystą być, ladies oraz gentelman, aktor umie pięknie śnić, tam gdzie scena tam jest sen.." - tak przenikliwej ciszy po wykonaniu niektórych utworów chyba jeszcze na żadnym koncercie nie słyszałam, jakby nagle wszystko zamarło i tylko własne myśli i bicie serca mogły tę ciszę zmącić.
Pani Krystyno, powtórzę to jeszcze raz, Pani miłość do publiczności, do ludzi widać w każdym geście, w każdym słowie, w każdym zachowaniu. Nie przychodzi mi na myśl żaden inny artysta, który w taki sposób kieruje ze sceny emocjami widzów. Żeby żadne serce nie pękło z żalu, aby łzy nie przesłoniły uśmiechu, a śmiech nie zagłuszył najważniejszych treści. Jak wielki trzeba mieć szacunek do innych ludzi, nieprawdopodobne..
Zrobiłam dziś prawie 100 zdjęć, w drodze i już na miejscu. I teraz śmieję się sama z siebie, bo na żadnym z nich nie ma Pani! Podczas próby zupełnie zapomniałam o aparacie, podczas koncertu wyleciał mi z rąk..
Jedno zdjęcie sceny jeszcze przed występem wyszło bardzo niewyraźnie, ale będzie ono moją najcenniejszą pamiątką z dzisiejszej podróży.
Mam tyle obrazów w głowie, że mogę dowolnie, zgodnie z nastrojem, wstawiać sobie tam muzyków, instrumenty, przewracać strony tekstów, ustawiać sobie Panią w różnych pozycjach, gestach. Zmieniać naświetlenie, regulować natężenie dźwięku i zapełniać za każdym razem to zdjęcie innymi emocjami. Dostałam ich dziś tyle od Pani, że starczyłoby pewnie na niejedną podróż życia. "..to jest to.."
Dziękuję..