Moja Ulubiona Pani Krysiu,
byłam wczoraj na "Dancingu" i jestem rozbita na kawałki, dotychczas nie mogę się pozbierać, poskładać. Wzruszenie nadal nie pozwala mi stworzyć jakiejś logicznej, spójnej wypowiedzi, piszę jednak, bo tylko w ten sposób mogę Pani podziękować, wyrazić, jak bardzo ważne dla mnie jest to, co Pani robi.
Należą się Pani niskie ukłony między innymi za to, że tym jednym spektaklem zmieniła Pani moje spojrzenie na kilka spraw związanych z kulturą.
Po pierwsze, przyznam szczerze: wcześniej omijałam poezję Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej szerokim łukiem, wydawała mi się zbyt banalna, oczywista, konwencjonalna. Nie doceniałam jej, zawsze wolałam poezję intelektualną, Herberta, Barańczaka. Wybrałam się jednak na "Dancing", bo byłam pewna, że Pani mogę zaufać, że Pani nigdy mnie nie zawiedzie, że to, co mi Pani zaprezentuje, będzie warte uwagi. I oczywiście, nie myliłam się. Odkryłam poezję MPJ na nowo, dostrzegłam sensy, których wcześniej nie widziałam, przez Pani śpiew i melorecytację poznałam piękno, którego nie zauważyłam na kartkach papieru. Wiem, że dzięki "Dancingowi" wielu ludzi powróciło albo dopiero co zapoznało się z twórczością MPJ. Pani Krystyno, to wielka zasługa, sprawić, żeby ludzie zainteresowali się poezją w czasach, gdy nie czyta się nawet powieści. Gratuluję i podziwiam.
Po drugie: taniec był dotychczas jedyną chyba formą wyrazu artystycznego, która mnie nie przekonywała. W tej materii zgadzałam się całkowicie z Panem Andrzejem Poniedzielskim, który często powtarza: Jeśli taniec jest mową ciała, to moje ciało mówi: nie!. Po "Dancingu" zmieniłam zdanie, doceniłam rolę tej sztuki. Tancerze, z którymi Pani współpracowała, nie byli tylko ładnym ozdobnikiem, wypełniaczem miejsca czy czasu, wręcz przeciwnie. Każdy ich ruch był przemyślany, świetnie skomponowany z tekstem, z muzyką.
Przyznaję otwarcie, że dla mnie najważniejsza była Pani. Nie wiem, jak to się dzieje, ale moim zdaniem bez względu na to, z kim znajdzie się Pani na scenie, przyćmiewa go swoim blaskiem, tak silna jest Pani osobowość, jako kobiety i jako artystki. Nie przepadam za operą, według mnie tak ogromna sala, tak duża scena, tak znacząca odległość od publiczności wytwarza dystans, który przeszkadza w odbiorze. Jednak Pani ma w sobie tyle energii, że udało się Pani ten dystans całkowicie zniszczyć, wypełniła Pani swoją energią całą operę, to się naprawdę czuło.
Nie wymyślono chyba słów, którymi mogłabym określić, jak bardzo zachwyciło mnie to, co Pani zaprezentowała. Największe wrażenie wywarły na mnie melorecytacje. Zapominałam o tym, że jestem na spektaklu, czułam natomiast, że dojrzała, inteligentna i samoświadoma kobieta dzieli się ze mną swoim życiowym doświadczeniem, swoją wiedzą, swoją mądrością. To niesamowite, że nie męczy Panią to, że tak wiele z siebie daje Pani innym, nam, widzom. Żałuję ogromnie, że na płycie nie ma wiersza "Twoja nieobecność jest jak tłumy ludzi...", ale może dzięki temu aż tak mocno uderzył mnie on wczoraj, aż tak mocno, że wywołał łzy. Oj, Pani Krysiu, powiedziano mi ostatnio na mej uczelni, że jestem zbyt egzaltowana, a to wszystko Pani "wina"!
Natomiast najpiękniejszy, najukochańszy jest dla mnie utwór "Porwij mnie". Nomen omen, chciałoby się rzec, bo naprawdę śpiewa to Pani tak, zwłaszcza refren, że porywa widza, hipnotyzuje, przenosi w całkiem inny świat. Nie uwierzyłabym, gdyby ktoś mi powiedział, że można AŻ TYLE emocji poprzez śpiew przekazać. Pani potrafi...
Miałam za sobą kilka okropnie ciężkich tygodni, przede mną jeszcze sporo trudności, ale na ten jeden wieczór wszystko zniknęło, wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyło się tylko to, co działo się na scenie. Śpiewa Pani: Czy Wy rozumiecie? Świata nie ma. I ja go nie stworzę - a właśnie, że go Pani stworzyła! I jest to najpiękniejszy świat, do jakiego mnie zaproszono, świat, do którego zawsze chciałabym uciekać.
Teraz, przechodząc obok Opery Krakowskiej, już zawsze będę się uśmiechać. Już zawsze będę wspominać ten wieczór. To już drugie takie miejsce, po Teatrze Bagatela, w którym widziałam "Ucho, gardło, nóż", które wywołuje u mnie radość dlatego, że kojarzy się z Panią.
Pani Krysiu, najserdeczniej Pani dziękuję za "Dancing", za tyle wzruszeń, łez, zachwytów, uśmiechów, refleksji. Za SZCZĘŚCIE przede wszystkim, bo głównie je czuje, gdy podziwiam Panią na scenie. Napisała Pani ostatnio tutaj, w Korespondencji, że pięknie jest być człowiekiem. Pozwolę sobie Panią sparafrazować: pięknie jest znać, choćby tylko artystycznie, takiego człowieka, jak Pani.
Głębokie ukłony
Nadia