Kochana Pani Krystyno
W ostatniej odpowiedzi zacytowała mi Pani list do dzieci, czytany kiedyś w Pani teatrze. Hi hi robi wrażenie...niesamowite, co potrafią wyprawiać...ale bardzo dobry pomysł. A może go tak wydrukować i przeczytać na radzie pedagogicznej i na zebraniu z rodzicami...Kiedyś ktoś mądrze powiedział, żeby uważać z tym wychowywaniem, zamiast górnolotnych słów i metod lepiej warto pamiętać, że najpierw sami musimy być dobrze wychowani. Wystarczy jak dzieci wiedzą, że są kochane i mają z kogo brać dobry przykład.
Nie mieści mi się w głowie, by moje dzieci, aż tak rozrabiały, słowo...narzekam, że się kręcą, rozmawiają...ale kanapki? Demolka? Chyba bym się ze wstydu spaliła.
A poza tym, to ja ,jako wychowawca już w szkole, zanim wsiądą do autokaru sprawdzam, czy nie ma gum, kanapek, napojów...ale robię to tylko w pierwszej klasie, moje dzieci już potem mają pewne nawyki , na hasło „teatr” przychodzą do szkoły na galowo i nic nie biorą. Wydaje mi się to oczywiste. Poza tym siedzę zawsze z nimi na widowni i widzę, co wyprawiają. No, ale tak naprawdę, to mogę pisać tylko o sobie, a co nasi aktorzy zastają po tych wizytach, to nie wiem...głowy za innych nie daję...
Dlatego moje wyjścia do teatru opisuję tak „idyllicznie”, gdyż takich przykrych doświadczeń jak Pani nie mam i wiem, że dzieci można przygotować do innych zachowań. Dla nas to jest zawsze cudowne spotkanie z aktorami.
A na moje zdanie „Wy Aktorki to macie dobrze”...odpowiedziała Pani -
„Pocałunki na palnie? Zawodowe? Myśli Pani, że to fajne? Niech sie Pani pocałuje z kolegą z pracy. Zobaczymy”.
Hi hi , spróbowałam, z kolegą wuefistą, taki stary kawaler jak ja, ma Pani rację...nie da rady, oganiał się zdumiony i nie uwierzył, że to na Pani prośbę. Ze smutkiem dodam, że żaden cudowny aktor nie jest moim kolegą z pracy. A poza tym, to ja żartowałam, przy tym moim wpisie puściłam do Pani oko. To był cytat ściągnięty z kawału...”wy kierowcy to macie dobrze...”
Rozpoczęłam remont domu...przepadłam...reszta niech zostanie milczeniem...Dobra wiadomość- główny majster jest strasznie przystojny, facet z moich snów...niestety zajęty. Śmieszna wiadomość – wpadłam tam dzisiaj w strugach deszczu, z parasolem w reku, zaaferowana kolejną remontową niespodzianką ( oczywiście dodatkowe nieprzewidziane koszty – ponoć normalka ), biegając między pomieszczeniami zostawiłam gdzieś ten otwarty parasol by wysechł, potem, gdy już miałam wychodzić obleciałam ten dom trzy razy i nie mogłam go znaleźć, więc zawołałam – rodzina, pomóżcie sklerotyczce parasol odszukać, bo bez niego nie wyjdę...wszyscy strasznie się śmiali ze mnie, ale faktycznie ja bym go sama nie znalazła. Dom duży, bo trzy mieszkania...pełno zakamarków, strychów...zamieszkamy cała rodziną...a ja nie mam orientacji...
Pozdrawiam cieplutko i słonecznie, choć pogoda kapryśna.
Zuzanna