Droga Pani Krystyno,
ponieważ i tak już dzisiaj nie zasnę, to nie będę czekać do jutra i napiszę teraz.
Wraz z moją przyjaciółką zawsze uwielbiałyśmy oglądać filmy, przeróżne, obejrzałyśmy ich chyba setki albo i tysiące nawet. I oglądamy nadal choć już rzadko razem, bo mieszkamy teraz w różnych krajach. Gdy się spotykamy, nadal wymieniamy swoje opinie i wrażenia, wymieniamy się naszymi nowymi nabytkami na płytach.
Ale odkąd pamiętam nigdy nie mogłyśmy dojść do porozumienia w jednej kwestii.
Małgosia prawie nigdy nie ogląda żadnego filmu po raz kolejny, bo uważa że zna już treść, zakończenie itp.
i ją to nudzi. Ja natomiast mam mnóstwo filmów do których wracam nawet po kilka lub kilkanaście razy.
Ona potrafi nawet o jakimś dawno oglądanym filmie opowiedzieć mi po latach ze szczegółami, imionami postaci, nazwami miejsc w którym rozgrywają się sceny, zna dokładnie rozwój fabuły i pamięta wszystkie wątki i ich powiązania.
A ja pamiętam głównie wrażenia, co wtedy myślałam, co czułam, czy płakałam czy śmiałam się, czy też zastanawiałam się nad ważnym tematem.. Są oczywiście takie filmy, choć w mniejszości, których treść znam bardzo dokładnie z uwagi na powagę tematu i ważność poruszanych spraw czy wydarzeń. Ale i tak emocje podczas oglądania były, są i będą dla mnie zawsze najistotniejsze. I z tych właśnie powodów wracam do wielu filmów wielokrotnie..
Ale dlaczego o tym piszę..
Bo dziś, po raz kolejny od jakiś dwóch tygodni, zastał mnie blady świt z Pani zapiskami z dzienników albo felietonami w ręku, niektórymi czytanymi ponownie po raz czwarty czy piaty. I zdarzyło mi się to po raz pierwszy od czasu gdy wiele lat temu pochłonęłam „Udrękę i Ekstazę” Irwinga Stone’a, choć po drodze przewinęło się później wiele ważnych dla mnie pozycji.
Bardzo dużo pisze Pani o teatrze, o ważnych i znaczących sztukach, wymienia nazwiska i opisuje historie ludzi, artystów związanych z teatrem, ludzi ważnych i znaczących dla świata artystycznego.
Przyznam się szczerze, że w większości, choć nie w całości, są to historie mi nie znane, a nazwiska dotąd nie spotkane. Wynika to zapewne z mojej małej wiedzy na temat teatru w ogóle i pewnie minie sporo czasu nim nabiorę ogłady w tej materii i wstyd mi za to jako dojrzałemu już człowiekowi.
Ale te wszystkie emocje, wrażenia, przemyślenia, zaduma i niesamowita pokora wobec siebie i ludzi których opisuje Pani w swoich dziennikach sprawiają, że ten dotąd nieznany mi świat teatru, aktorstwa i prawdziwego wymiaru sztuki staje się dla mnie czymś niesłychanie ważnym, pociągającym, atrakcyjnym.
Żadne recenzje krytyków, komentarze, relacje, artykuły, reportaże, biografie, dokumenty nigdy nie zachęciły, nie zainteresowały mnie teatrem tak jak to czyni teraz Pani.
Jestem głęboko przekonana, że masie czytelników Pani publikacji w dziennikach czy felietonach, czy zapisków tu na forum, zaszczepiła Pani podobnie jak mi bakcyla teatru, zwiększając tym samym rzesze wielbicieli zarówno Pani talentu, jak i teatru w ogóle…
Nie potrafię wyrazić bardziej słowami wdzięczności za to co Pani robi, dlatego niebawem wybieram się w pierwszą prawdziwą moja podróż do teatru, do Pani Teatru w Warszawie, aby poczuć na własnej skórze wszystko to o czym Pani pisze…
Bardzo, ale to bardzo Pani za to dziękuję!
Ania