Tuz przed Wielkanoca odwiedzilam Grzegorza w szpitalu. Na poczatku
byl zly, ze widze go w takim stanie- a pozniej z kazda
chwila czulam, ze nabiera sily i energii, ze mobilizuje sie dla mnie
i znow stara sie chwytac zycia. A przychodzilo mu to juz z ogromnym
trudem.
Powiedzial mi, ze smierc nie jest wcale metafizyczna, religijna ani
wzniosla, ze czuje, ze jest tylko techniczna-
tak bardzo chcialby moc to wszystko odlaczyc i nie czuc juz bolu.
Poprosil bym otworzyla komputer, ktory lezal przy lozku-
i sprawdzila maile. Natychmiast pojawily sie dziesiatki listow - glownie od Was, kobiet, ktore znalyscie go czesto tylko z tych stron Krystyny Jandy a mimo to
zwierzalyscie mu sie z calego zycia, obcemu czlowiekowi mowiac o
najbardziej intymnych sprawach- tak jakby przez jego felietony stalo sie oczywiste jak bardzo Grzegorz rozumie kobiety. Byl z Wami do konca i na kazdym liscie zalezalo mu jak na liscie od przyjaciela.
I dzis nie moge do Niego zadzwonic i byc jedna z WAs, nie moge
posluchac o przygotowaniach do nowego filmu, nowej sztuki, nie moge
uslyszec recenzji tego, co napisalam, -
Grzesiu, kochany, Odpoczywaj w Pokoju.
Judyta