przez paulka162 N, 11.10.2009 14:02
Jesień położyła nad światem swoją melancholijną rękę i przykryła go szczelnie chmurami niczym zadymiony, szklany klosz, przez który od czasu do czasu przenikają promienie słoneczne. Dłoń ta koi, koi niczym śmierć, wprowadza ludzi w pewien stan marazmu,
w którym tkwią aż do końca zimy. Co roku z nastaniem wiosny, z pierwszymi kwiatami, śmielszymi przebłyskami słońca, budzą się. Zapadają niczym niedźwiedzie w sen zimowy.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. Zima Vivaldiego jako dzwonek rozwiał moje szare kłębiące się w czaszce jak dym palonych liści w polach myśli. Nie, nie zmieniam dzwonka adekwatnie do pory roku.
Dzwoniła mama – po kilku minutach rozmowy z nią w czaszce liście zapłonęły żywym ogniem, i już nie leciał szary dym, a czarny i sadzisty. Jak to się dzieje, że 5 minut rozmowy
z tą kobietą doprowadza mnie do stanu depresyjno nerwicowego? Czy to normalne, że dorosłe dziecko, jednakże częściowo finansowo zależne przeżywa takie katusze? Czyżby nikt już we mnie nie wierzył? Mama coś do mnie gada, a ja patrzę przez okno na spadające liście – pewnie tam jest piękna złota jesień, a tutaj? Tu pod tym abażurem nawet liście straciły kolor, są szare. Czy ja już mówiłam, że sobie fatalny kraj wybrałam na rozpoczynanie wszystkiego? Tak, pamiętam mówiłam. Wiem, nie musisz mi mówić że się powtarzam – tu wiecznie pada bez względu na porę roku. O kasztan spadł! Zielona kula uderzyła o chodnik, rozbiła się
i wypadła z łupin mała brązowa piłeczka, która potoczyła się pod stopy Pani w granatowym płaszczyku. Pani ta jest bardzo elegancka, granatowy płaszczyk, granatowe kozaki i idealnie pasująca torebka, włosy ciasno związane w koczek, żaden kosmyk nie ośmielał się wydostać, do tego oczywiście granatowy parasol. Tak, ta byłaby idealna dla „Pana Ideała”… teraz już tak o nim myślałam. Ta świetnie pasuje do jego foremki. Ja w swoim powyciąganym swetrze i papuciach w kształcie tygrysich łap zupełnie odstaję od tamtego świata.
-Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? – dobiegł mnie zdenerwowany głos z słuchawki
-Tak mamo, oczywiście. Wiem doskonale o czym mówisz, myślę tak samo.
A więc jesień spadła na mnie kojąco… swoim kloszem przykryła wszelkie uczucia.. szarość zawładnęła światem, mną i światem.
-Zastanawiałaś się kiedyś co się czuje po śmierci?
-Dziecko, Ty się dobrze czujesz? O co Ci chodzi? Co Ty mówisz?
-Nic nic mamo.
A Ty zastanawiałaś się kiedyś co się czuje po śmierci? Co się dzieje z człowiekiem?
A przynajmniej połową człowieka, bo opakowanie zostaje zakopane. Czy już nic się nie czuje? Ciekawe jak to jest, szkoda że nikt nie może nam o tym opowiedzieć. A w zasadzie Ty… Skąd Ty się wzięłaś? Może Ty nie jesteś moją drugą osobowością, tylko inną przybłąkaną duszą? Dwie dusze w jednym opakowaniu? Możliwe to? Chyba tak… Może to naturalne, taki stan rzeczy, że czasami więcej dusz niż ciał i trzeba przyporządkowywać po dwie czy po trzy, a ludzi za to do szpitali wsadzają… Ty może lepiej w takim razie się nie wychylaj.
Jejku jak mi się nic nie chce. Pani w granatowym płaszczyku zniknęła za rogiem, słyszałam jeszcze przez moment stukot jej obcasów, oczywiście fleki nie były zdarte. Przy swoich butach, obcasy miałam już kompletnie pozdzierane, nie miałam kiedy zanieść do szewca, zresztą kto by się tym przejmował. W domu mama o takie rzeczy dbała zawsze. Ale czy to jest aż takie istotne? Dla niego było. Ech… Dajcie mi spokój. Myśli mi się jakoś kłębią. Liście palone w polu śmierdzą w całej okolicy. Co to za zapach? Nie no, zapach palonych liści w mojej głowie nie mógłby się aż tak odzwierciedlić w realu… Czujesz? O cholera jasna!!! Zostawiłam kotlety na ogniu!
A wiesz co mi jeszcze ten szklany klosz przypomina? Znicz cmentarny. Kiedy się pali, i jest mało otworów w wieczku doprowadzających tlen, na ściankach osadza się czarny nalot. Zupełnie taki jak jest teraz nad niebem. Czasami nad cmentarzami w dniu Wszystkich Świętych też jest taki szary dym na niebie. Ogólnie klimat i mój nastrój nie jest chyba zbyt wesoły. Jakieś takie ponure skojarzenia. A wiesz? No tak, Ty nie możesz nie wiedzieć. Ja lubię zbierać kasztany, nawet teraz, wiem że to dziecinne, ale lubię je. Podobno, kasztan podarowany od kogoś przynosi szczęście. Raz dostałam kasztana, siedziałam na rynku w Krakowie, gdy podszedł do mnie starszy pan i wręczył mi dwa.
Musze się obronić przed tym marazmem, nie mogę pozwolić mu otulić się nim jak ciepłym szalem
i przeczekać w tym stanie do wiosny. W tym stanie może byłoby miło i bezpiecznie, ale czy ja to lubię? No, ba! Nie lubię. Szal kusi, jest duży, z grubej wełny, ale wcale nie gryzie. Wcale a wcale, nic a nic, nawet na gołą skórę, jest milutki w dotyku. I taki duży, że gdy się okryję cała to nawet koniuszek palca u stopy mi nie wystaje.
Co się dzieje z minięciem lata z motylami? Umierają czy idą spać? A szal jest granatowy.
"Niby wszystko takie jasne, a tak ciemno"