Przeżyłam wczoraj wstrząs. Chciałam go przeżyć, więc poszłam na "Tatarak" zupełnie sama, nie chciałam żeby na fotelu obok mnie siedział ktoś mi bliski, bo bałam się, że zepsuje mi odbiór. I dobrze zrobiłam. Zachowywałam się po seansie jak wariatka, niemal uciekłam z kina, szlochając.
Ten film wstrząsa do głębi. Ale powinno się to przeżyć. Skonfrontować się ze śmiercią, a raczej z umieraniem, poczuć je, albo raczej wyobrażać sobie, oswajać się.
Nie byłam pewna, co będę myślała o tych Pani monologach.
Teraz już wiem. Może takie było zamierzenie reżysera, ale mam wrażenie, że mówiła je pani z wielką miłością. to musiało wymagać ogromnej siły, odwagi i właśnie tej miłości. Już rozumiem, że pożegnała Pani swojego męża najpiękniej i najlepiej jak Pani potrafiła.
Gratuluję Pani niezwykłej siły, podziwiam.
Życzę Pani, żeby wszyscy i wszystko, co Pani kocha dawało Pani już zawsze siłę by iść dalej. I by zawsze, bez strachu, z bólem, ale tym dobrym, mogła się Pani obejrzeć za siebie.
Do zobaczenia dziś na "Dancingu".