Jagody już są, a oto niezawodny i bardzo łatwy przepis:
Na stolnicę wysypujecie z pół torebki tortowej mąki, tak na oko niewielka górka. Na szczycie tej górki robicie dołek rozgarniając nożem mąkę na boki, aby nie ucieklo wbite tam jajo, ze trzy łyżki oleju lub oliwy, szczypta soli i trzy czwarte szklanki gorącej wody, którą dopiero co wyłączyłyście. Zagarniacie tym nożem wszystko do środka, bo gorące i parzy, stwierdzacie, że za mało wody, więc dolewacie jeszcze i zgarniacie wszystko, aby się połaczyło. Jeżeli przesadziłyście z woda i wszystko pływa, nie ma sprawy, dosypcie troche mąki. Teraz zagniatacie ciasto palcami, trwa to chwilę, składniki się łączą, ciasto ma byc miękkie, lekkie, wtedy pierogi wyjdą w sam raz. I teraz Was zaskoczę. Wcale nie wałkujecie jednego ogromnego płata ciasta, tylko robicie wałeczek jak na kopytka i kroicie własnie takie kopytka. Każde"kopytko" rozwałkowujecie na mały placuszek i nastepny i następny, aż do ostatniego kawałka. Na drugą deskę posypaną mąką lub na jakąs tacę też umączoną będziecie teraz układać pierogi. A więc na każdy placuszek nakładacie łyżeczką umyte, świeżutkie albo mrożone (nie rozmrażać) jagody bez żadnego cukru. bo puszczą sok i po co? Gdy w wielkim garze zagotuje się woda, aż będzie bulgotać, wsypiecie łyżeczkę płaską soli i wrzucicie owe pierogi. Nie róbcie wielkiego tłoku, aby miały komfort i swobodnie pływały.
Po 7 minutach od zagotowania wyjmijcie pierogi łyżką cedzakową z dziurkami i rozłóżcie na talerze. Podajcie osobno cukier puder, śmietanę, cukier waniliowy, niech każdy sobie polewa i posypuje ile chce. Z pół kg mąki wyjdzie dużo pierogów, więc możecie zamrozić surowe( nie gotować!) i gdy przyjdzie ochota, nastawić gar z wodą ...i raczyć się nawet zimą. Są jak przed chwilą zrobione. Ja, celowo robię więcej, aby zawsze był zapas. Po pewnym czasie nabierzecie takiej wprawy, że będziecie je robiły ot tak, od niechcenia, a one i tak będą pyszne.
To chyba wszystko, powodzenia