przez ness Pt, 17.08.2007 15:51
Hej! po pierwsze oczywiscie jest to znakomite miejsce , żeby podyskutować o sposobach leczenia i stosunku i zaufaniu do lekarzy jak najbardziej.
po drugie - ja mam mieszane uczucia co do jednej i drugiej strony medalu.
Jestem za zaufaniem dobremu, mądremu lekarzowi, świetnie jeśli jest to osoba, której mozesz opowiedzieć o swoich obawach, zapytać o szczegóły, lekarz poszukujący nowych sposobów, metod, dokształcajacy się, nie gostek, któremu się wydaje, ze jak skończył studia medyczne to jest Bogiem, a na takich niestety też się trafia, tak jak na marnych sprzedawców, kiepskich ogrodników itp. Tylko od ogrodnika nie zależy ludzkie życie...
Powiem tak. To nie jest tak, że jeden lekarz prowadzi za rączkę od początku do końca choroby nowotworowej. Tzn na ogół tak nie jest, chyba ,że wszystko skończy się na chirurgii i po problemie. Ja mam swojego chirurga onkologa, który jest ze mną od początku, tzn wykonywał wszystkie operacje, ale kiedy jego możliwości się skończyły, musiałam isć do radiologa, po skończonej radioterapii, kiedy leczenie odniosło odwrotny skutek, szukanie chemioterapeuty, który mógłby się mną zająć. Takie podrzucanie sobie zgniłego jaja. Ja mam to szczęście, ze mój pierwszy lekarz jest moim znajomym, więc mogę go zapytać o radę itp, przeważnie jest inaczej, lekarz robi swoje i jak na taśmie pacjent idzie dalej.
Pierwsza lekarz od chemioterapii powiedziała mi, dosć chłodno i obcesowo, że nie mogą nic dla mnie zrobić. Była oburzona, ze smiem znać nazwy chemii i w ogóle szukam jakichs metod na to, by wyzdrowieć.
Uznała badanie PET w moim przypadku za niepotrzebna stratę pieniędzy i nawrzucała mi, że nie miałam robionej tomografii jamy brzusznej. Po pierwsze nie znam się na tym aż tak bardzo, zeby dopominać się o takie czy inne badania. Poza tym, wiedząc, ze czekam na PETa nikt mnie na tomografię nie kierował, bo pet jest dokładniejszy, a w przypadku czerniaka, gdy szuka się nawet pojedyńczych komórek czy gniazd, szukanie guzów jest raczej spijaniem śmietanki li i jedynie.
Co zrobiłam? zmieniłam lekarza. Skosnultowałam się z inną doktor i ta zaproponowała chemię. Spróbujemy, nie poddamy się, jak nie ta chemia, to inna, dała mi cień nadziei.
A teraz wyobraźcie sobie, ze nie jestem sobą tylko człowiekiem zupełnie niezorientowanym w temacie, w procedurach, w metodach. Idzie taki do lekarza i słyszy, ze umiera, że nie ma dla niego szansy.
Prawda jest taka, ze jak się człowiek sam nie zakreci, nie popyta, nie dowie, to...róznie bywa.
A co do metod alternatywnych, to powiedz, Neonku, czy gdybyś usłyszał od lekarza, ze sposoby medyczne się wyczerpały i masz się skupić na czasie, który Ci pozostał, bo lekarze są bezradni, powiedz, czy wtedy nie spróbowałbys WSZYSTKIEGO żeby żyć?
nawet, gdy jest to metoda przesłana przez zyczliwą osobę mailem?
tu nie ma dobrej odpowiedzi, jest ich tyle ile ludzi. Każdy ma swój spoób radzenia sobie z chorobą. Jestem wdzieczna 13 za cenne rady i za suplementy, bo dzięki temu mogę wciaż cieszyć się życiem, mam siłę na zabawę z dziećmi, na spacery, na wiele rzeczy, choć z medycznego punktu widzenia powinnam sobie już szukać miejsca na cmentarzu.
natomiast niepodważalnym jest fakt że badać się trzeba.
Gdy zaczyna się choroba, przesłania wszystko, to jest okrutne, zróbcie ile możecie, by do tego nie dopuscić. No i zapobiegać!!! tzn, wzmacniać odpornosć aby choroba nie przyszła, a nie dopiero wtedy, gdy już nas dopadnie.