W końcu siódmego roku świetlnego zobaczyłem migoczącą poświatę. Taką, jak w ciemnym pokoju, kiedy przez szparę pod zamkniętymi drzwiami sączy się światło z sąsiedniego pomieszczenia. Wyleciałem jak się okazało z drugiej strony w nowy, jasny dzień, pełen wirującego w Słońcu i w błękicie puchu topoli. Byłem szczęśliwy, że pomimo rozbitej rakiety, poszarpanego skafandra i pękniętego hełmu, przeżyłem próbę Nicości i że udało mi się powrócić ze Wszechświata do zwykłego świata.
K O N I E C