Pani Krystyno Kochana!
Okazuje się, że podobnie jak każdy dzień w domu Florence,
tak każda moja wizyta w TP może się okazać zaskakująca...
Najpierw wygrałam los na loterii pt. możność spotkania się z Boską po dwu kroć.
Wczoraj było wyśmienicie, tzn.... jak zwykle!
Poza jednym małym mankamentem, że parafrazując inną Pani bohaterkę..
wszystkie kwiaciarnie w mieście w niedzielę są zamknięte! nawet widzowie się na to skarżą,
ale jakoś udało NAM się wybrnąć z tej paskudnej sytuacji
A dziś spodziewałam się zwyczajnego.. boskiego dnia.. A było - oj niezwykle! Oj!
Po zachwycających: Habanerze i Arii ze śmiechem; przyszedł czas na anielski występ w Carnegie Hall.
W momencie pojawienia się Florence publiczność oniemiała , ale po objaśnieniu przez Dorothy jak razem z Florence nazwały strój.. że właśnie anioł........ pojawił się ten niewymuszony, spontaniczny śmiech.... Przyznam się szczerze, że sama siedziałam zgięta w pół, ze łzami w oczach z tego śmiechu. Dobrze, że nie siedziałam w I rzędzie (tylko w IV), bo bym się sturlała ze swojego miejsca jak nic.
(Ale tak się zastanawiam, że dla Pani to tego typu sytuacje nie są chyba zbyt komfortowe...???)
W każdym razie, jak można było zauważyć publiczność była zachwycona, a spektakl od tego momentu nabrał pewnej wyjątkowości.... i dla Państwa na scenie i nas na widowni..
Ja w każdym razie dziękuję za wieczór: tak samo boski co pod hasłem "umrzeć ze śmiechu"!
Z wdzięczności zostawiam bilecik