Witam i pytanie zadać muszę na początek, w imieniu koleżanki mojej osobistej:
jak tam dzisiejsza Shirley ?
Niestety owa nieszczęśnica / koleżanka znaczy, nie S.V ( uśmiech) / nie zdołała dolecieć z Frankfurtu do Wa-wy - nie zdążyła na samolot, czy jakś tak, a co za tym idzie - nie obejrzała dzisiejszego spektaklu, na który to chciała pójść bardzo, bardzo, albowiem ostatnio oglądałyśmy w/w chyba z rok temu ?
No to jak dziś było ?- obiecałam jej, że dowiem się "u žródła" !
Ale apropos podróży właśnie; jak wiadomo są one z reguły dosyć męczące i permamentnie czas zabierają .
Ciągle mam w głowie Pani fenomenalną Dziennikową opowieść z początku roku ( chyba 14 stycznia to był) , gdzie z porażającym ( !) poczuciem humoru pisze Pani o podróży samochodem i tej " ciągle wyświetlającej się" , sławetnej filiżance, która " nie chciała zniknąć" ( uśmiech wielki ) doprowadzając Panią do rozpaczy...
Cała konstrukcja i wnioski tegoż opowiadania to majstersztyk :
śmiałam się do rozpuku, ubawiłam setnie, czytając, że była to " podróż tortur i rachunków sumienia "
Ale tak na serio to rzeczywiście Pani sporo podróżuje, dziś tu, jutro daleko, daleko, w innej części kraju.
Absorbujące to zajęcie jest, męczące mimo wszyatko, a przecież potem trzeba jeszcze na scenę wyjść i ...
Mam jednakowoż nadzieję, że w większości " przypadków" lata Pani samolotami, oszczędzając jakże cenne siły i energię ?!
A więc - jak mawia klasyk gatunku: życzę tylu lądowań ilu startów...
I niech To przenosi się na wszystkie sfery Pani życia !
Do zobaczenia już niedługo i proszę dbać o siebie ! ( uśmiech jeszce większy )
Pozdrawiam gorąco. Grażyna z Żołiborza.