"byle to wszystko dotyczyło pracy i teatrów, niczego innego.". Przez te lata nauczyła mnie Pani czegoś ważnego. Praca, praca, praca, praca. Przed "snem" tylko sprawdzić co na jutro : od której do której praca, jak przekazać zaprzyjaźnionemu dziecku 80 dni dookoła świata, bo chce przeczytać, o której uda się dobiec do kas żeby komuś w prezencie zostawić bilety na Bluzkę, czym pojechać do kota znajomych, którego trzeba nakarmić i zdążyć gdzieś dalej, odebrać w telefonie pocztę pracową, wrócić bo się włączył alarm przez niezamknięte okno, kawa, kawa, kawa, napisać scenariusz zajęć, wysłać scenariusz. Wyjść o 10 wrócić o 23. (jeszcze nie opanowałam tego wstawania koło 5 rano). czasem tylko telefon przypomina "zjedz nutridrinka, dużo kalorii a szybko i mało, to nic że niedobre". Tak, skupić się na pracy i wtedy jakby dzień mija.. tylko ten smutek po każdym wyjściu z och/polonii, że Ci młodzi ludzie robią takie rzeczy i są potrzebni. trwa to chwile.
Przypomniał mi się dialog :
- Zróbmy coś z życiem...
- Nie możemy go po prostu zmarnować?
- I co? Tak umrzemy takie zmarnowane?
- Nie mam dzisiaj innego pomysłu...
a.
Ps. Znów nie było "ćma ćmy, ciem" do trzech razy sztuka. Ale za to "odwalcie się" wyjątkowo porażające. Panicznie się boję, że kiedyś zejdzie z afisza. jest w psychiatrii jakieś określenie chorobliwego lęku przed zdjęciem spektaklu?